Poranek w stadninie Ewy i Tadeusza Piórkowskich w Sasku Małym pod Szczytnem wstał jasny i z nadzieją na słońce. Ewa wybrała już konie, które pójdą na rajd. Muszą być wytrzymałe, by przeszły w formie po osiem godzin dziennie; spokojne i odważne, bo przyjdzie im przechodzić przez wioski i miasteczka, galopować przez puszczę i rżyska, nocować pod gołym niebem i płynąć promem przez jezioro. Pójdą więc: dla Marty z Łodzi kasztanka Diagnoza – najwyżej stojąca w hierarchii saskowego stada; Niespodzianka dla Doroty z Torunia; srokata Natasza dla Moniki z gospodarstwa Lisówek pod Grójcem. Gniady szybki Diter poniesie Agnieszkę, która ma pod Warszawą stajnię na kilkadziesiąt koni i galopowała w Argentynie na rajdach po pampie i Patagonii. Dwie Anie z Warszawy dostały gniadą Dunę i srokatą Grafikę, a Ania – też ze stolicy – Gawrosza, starszego brata mojego prywatnego srokosza Generała. Ewa dosiadła Decyzji, co okazało się decyzją nie w każdej sytuacji najlepszą.
Sławny Arab pod Kucborkiem
Sasek Mały to wieś pamiętająca czasy krzyżackie, jak wiele w okolicach Szczytna. Dziś jest tu jeszcze kilka mazurskich domów z XIX wieku. Zbudowane z ciemnego drewna z czerwoną dachówką stoją wzdłuż gruntowej drogi obsadzonej starymi klonami i lipami, ciągnącej się do jeziora. Pod wioską, wśród sosnowego lasu, kryje się zapomniany przedwojenny cmentarzyk. W okolicy przez wieki działo się wiele. W miejscu zwanym dziś Papiernią nad przepływającą niedaleko Saska rzeką Sawica już w X stuleciu był pruski ośrodek wytopu żelaza z rud darniowych. Dotarł tu w latach 963 – 969 arabski podróżnik Ibrahim Ibn Jakub i w swojej kronice nazwał tutejszych mieszkańców Prutones z Kozburcii. Pruskie huty okazały się cenną zdobyczą dla zakonu krzyżackiego. W XIV w Krzyżacy sprowadzili tu mistrzów nowoczesnego wytopu z Francji. Gdy w XVII w. wygasł ostatni piec, stanęła nad Sawicą największa w Prusach papiernia...
Dziś jest tutaj tylko nadrzeczny gąszcz, w którym konie nurzają się w trawach po brzuchy i gdyby nie tablica informacyjna i pobliska wieś o znajomej nazwie Kucbork, trudno byłoby sobie wyobrazić, że miejsce to tętniło życiem ponad 1000 lat temu. I taka właśnie jest ziemia, przez którą jedziemy stępa w porannym słońcu – zanurzona w historii i zieleni do dziś. W mijanej wsi Sasek Wielki ktoś przerobił poniemiecki bunkier na letnią kwaterę z firankami w wąskich okienkach strzelniczych i drewnianym daszkiem. Niedaleko stąd do lotniska w Szymanach, na którym kiedyś lądowało wojsko ludowe; potem amerykańska CIA. A teraz hula tu wiatr, zające i konie, gdy wyjdą przypadkiem na lądowisko.
A to Niespodzianka!
Naszą damską grupę tworzą amazonki od 35+ do 50+ o różnym doświadczeniu jeździeckim i stażu. Niektóre jeżdżą od paru lat, inne od dziecka. Pierwszy dzień rajdu to czas na wzajemne poznanie się jeźdźców i koni. W drodze przez rozległe łąki gospodarstwa Siódmak Dorota dobrze zapoznała się z Niespodzianką. Klacz nagle ze stępa wpadła w galop, a za nią ruszyły pozostałe konie. Tylko dzięki umiejętnościom Doroty
– jeździ od dziecka; na półdzikich konikach polskich na oklep wymykała się z obozów młodzieżowych – nie wpadłyśmy w niekontrolowany wyścig.