Mając zaledwie 17 lat, Anja przeprowadziła się do Paryża. Rodzice dali jej pełną swobodę, błogosławieństwo i swoje karty kredytowe, w duchu modląc się, żeby szybko poszła po rozum do głowy. Nic z tego – choć wiele razy płakała w słuchawkę, uparła się, że nie wróci. W brytyjskim liceum dla paryskiej bananowej młodzieży nieznająca francuskiego Anja nie miała przyjaciół. A nawet gdyby miała, zapewne zabrakłoby jej siły na spotkania z nimi – po szkole zamiast leżeć do góry brzuchem gotowała, prała, sprzątała i płaciła rachunki. „Moje pierwsze mieszkanie w Paryżu było takie, że dziwię się, że nie popełniłam tam samobójstwa. Miało 18 mkw., jedno malusieńkie okienko i znajdowało się na samej górze kamienicy zbudowanej z kamieni pozostałych po zburzeniu Bastylii, więc było w nim cholernie zimno i ciemno" – wspominała. Wieczorami, przykryta kocem, nadrabiała braki w angielskim, które uniemożliwiały jej naukę chemii czy biologii. Później, około północy, zdarzało jej się jeszcze wyjść na jogging. Jogging, dodajmy, wokół jednej z niebezpiecznych dzielnic miasta.
Na pracę jako modelka zostawał jej czas tylko w weekendy, ale ponieważ na pół gwizdka nie sposób zrobić międzynarodowej kariery, Anja przeniosła się do Nowego Jorku. Tam wyrobiła sobie opinię niezawodnej, która towarzyszy jej do dzisiaj. Ponieważ na castingach słyszała, że jest za ładna, zaczęła ubierać się w T-shirty i trampki. Żeby odciąć się od wizerunku laleczkowatej blondynki, nie zawahała się też obciąć na krótko swoich dawnych anielskich włosów. Kiedy trzeba zrobić zdjęcia w lodowatej wodzie, wiadomo, że Anja będzie zwarta i gotowa, nawet mimo wysokiej gorączki. Sesję na Alasce, kiedy w koszulce i majtkach jechała saniami na mrozie, przypłaciła zapaleniem płuc, a kampanię biżuterii – podduszeniem przez węża. Jej poświęcenie w końcu przyniosło jednak efekty. W kwietniu 2008 r. francuski „Vogue" nazwał Rubik top modelką, a Carl Lagerfeld mówi o niej, że jest jedną z najpiękniejszych kobiet, z jakimi pracował. Dziś ma trzecie miejsce na liście najlepszych modelek i ma nadzieję, że tak pozostanie. Jako wojowniczka nie wyobraża sobie osiągnąć wszystkiego.
Całkowicie inaczej potoczyła się kariera obecnego numeru jeden wśród top modelek, czyli Lary Stone, urodzonej w 1983 r. Holenderki. Ta, w przeciwieństwie do Anji, nigdy nawet nie postrzegała modelingu jako zawodu. Choć dziś dzięki swoim mocno zarysowanym kościom policzkowym, orzechowym oczom i nordyckim włosom porównywana jest do Brigitte Bardot, zanim zaczęła karierę modelki, nie czuła się atrakcyjna. Za wysoka i zbyt charakterystyczna, w gronie rówieśniczek uważana była za dziwadło, do czasu, gdy jako czternastolatka została zauważona w tłumie paryskiego metra. Od tego czasu zrobiła oszałamiającą karierę, choć raczej mimo swoich wad, niż dzięki zaletom.
Barbie z diastemą
Mówiąc wprost, Lara Stone nie jest bowiem uważana za najlepszą modelkę. Jej umiejętności wybiegowe pozostawiają wiele do życzenia. Przyjaźnie nastawieni mówią, że dzięki specyficznemu sposobowi poruszania się Lara wyróżnia się na tle wybiegowych robotów, złośliwi – że ze swoim sztywnym chodem i tępym spojrzeniem wygląda na wybiegu jak Lurch z rodziny Adamsów. Ona sama szczerze przyznaje, że nie znosi pokazów mody. Winę zrzuca na stópki w rozmiarze 37, które przy pokaźnym wzroście (178 cm) i dorodnym biuście (D) czynią ją cokolwiek chybotliwą. „Mam małe stopy, długie nogi i duże piersi jak Barbie, a wiadomo, że ona, gdyby istniała, nie mogłaby utrzymać równowagi!" – przyznawała w jednym z wywiadów.
Choć Cathy Horyn, znana blogerka modowa, określiła Stone jako „antymodelkę", nie przeszkodziło jej to osiągnąć w modelingu wszystkiego, co jest do osiągnięcia. James Scully, odpowiedzialny za wybieranie dziewczyn na największe światowe wybiegi, opisał Larę jako „modelkę, której prezencja i piękno są tak zniewalające, że kiedy wchodzi do pokoju, ustają rozmowy, a na ulicy zatrzymuje się ruch". Fakt faktem, że świat mody nie tylko wybaczył Larze wszystkie niedoskonałości, ale wręcz pokochał ją jak niesforne dziecko. – Stone stanowi żywe zaprzeczenie lansowanego na świecie typu modelki – ma duże piersi, nie widać u niej kości – a jednak stała się modelką, ktora ogromnie inspiruje – tłumaczy Klukowski. – Niesamowita twarz, wydatne usta i przede wszystkim przyciągająca uwagę szpara między zębami, która dzieli świat na tych, którzy ją uwielbiają i tych, co nienawidzą.
Jeszcze kilka lat temu początkująca Stone rzeczywiście kruszyła kopie z agentami, którzy namawiali ją do usunięcia szpecącej przerwy. Na swoje szczęście stanowczo odmówiła, a diastema natychmiast stała się obowiązującym wybiegowym trendem. W 2010 r. w branży zaroiło się od blondynek ze szparą między zębami, jak córka Micka Jaggera – Georgia Jagger czy Lindsey Wixon, a w amerykańskiej edycji programu „Top Model" prowadząca Tyra Banks zdecydowała o powiększeniu tej wady zgryzu u jednej z kandydatek.