Reklama

Pogodny odcień depresji

Lżej, cieplej, ale wciąż przejmująco – tak wygląda koncertowa wersja Antony And The Johnsons

Publikacja: 05.08.2012 16:00

Pogodny odcień depresji

Foto: Universal Music

Antony Hegarty ma być może wątpliwości co do swojej tożsamości płciowej, nie ma jednak z pewnością nawet najmniejszych odnośnie do faktu, że jest we współczesnej muzyce jedną z nowych ikon. Kiedy debiutował, ba, nawet kiedy wydawał bestsellerowy krążek „I'm a Bird Now", był po prostu piekielnie oryginalnym wokalistą, który w undergroundowych klubach przedstawiał swoją wizję pogranicza soulu i piosenki poetyckiej. Dziś jest Hegarty artystą, który w kontraktach domaga się występów w najbardziej prestiżowych i eleganckich salach koncertowych świata, podczas których towarzyszą mu równie prestiżowe i nie mniej eleganckie orkiestry symfoniczne.

Zobacz na Empik.rp.pl

Ten nagły atak megalomanii i snobizmu byłby może nawet dość zabawny, gdyby nie to, że w przypadku Antony'ego ma to wszystko sens. Jeśli początkowo dawało się go wpisać w jeden szereg z takimi herosami jak Leonard Cohen, Lou Reed, Lourie Anderson, David Sylvian, David Tibet czy Brian Ferry, tak przynajmniej od momentu wydania „The Crying Light" aspiruje on raczej do kręgów poszukującego minimal music, bliskich temu, co robili Steve Reich i Le Monte Young. A do takich klimatów marynarka pasuje pewnie jednak bardziej niż luźny T-shirt.

To wyjątkowo delikatna i krucha muzyka. Jej kręgosłupem są ascetyczne dźwięki fortepianu, zaś krwi i mięsa dostarcza jej przejmujący, naturalnie rozwibrowany głos, którym Hegarty rozprawia o własnej tożsamości, naturze, przemijaniu – całkiem zresztą, trzeba przyznać, niegłupimi i świetnie dobranymi słowami. Wszystko, co dzieje się w tej muzyce ponad to, to tylko ornamentyka – subtelna zabawa harmonią i współbrzmieniami instrumentów. Ale to właśnie ona, choć rozgrywa się w tle, najlepiej świadczy o kompozytorskim smaku tego wyjątkowego ekscentryka.

Na „Cut the World" za muzyczne tło odpowiada Danish National Chamber Orchestra, zaś cały repertuar tego koncertowego nagrania to 12 utworów ze wszystkich dotychczas wydanych płyt Antony And The Johnsons. Świetnie wypadają wielopoziomowy „Swanlights", koronkowo groteskowe „Epilepsy Is Dancing" i rozedrgany „Another World", ale doskonale bronią się też starsze kawałki, jak „You Are My Sister" czy nawet „Cripple and the Starfish" z debiutanckiego albumu. Zresztą jest w brzmieniu duńskiej orkiestry coś, co nadaje wszystkim utworom w miarę jednolitego, nieco pogodniejszego niż na płytach studyjnych odcienia... Tylko czy to na pewno kwestia orkiestry?

Reklama
Reklama

Właściwie sam Hegarty wydaje się tu znacznie bardziej wyluzowany – nie ma w tych wykonaniach prawie nic z depresyjnego klimatu, który z płyt studyjnych zawsze mniej lub bardziej jednak wyziera. Co prawda jedyna nowa kompozycja z płyty, tytułowe „Cut the World", nie jest przesadnie optymistyczna i widać w niej ślady dawnych nerwic Antony'ego, ale jednocześnie jest ona najlepszym potwierdzeniem faktu, że nikt nie znalazł dotąd lepszej drogi wiodącej pomiędzy poetyką piosenki a kameralną muzyką współczesną, zaś sam muzyk porusza się nią konsekwentnie coraz dalej.

Antony And The Johnsons, Cut the World, Sonic Records

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama