Jacek Kleyff - rozmowa

Z Jackiem Kleyffem o utworach z nowej płyty oraz o ludziach, którzy stoją za nim murem, rozmawia Jacek Cieślak.

Publikacja: 18.11.2013 08:23

Jacek Kleyff (ur. 1947), z wykształcenia inżynier, z powołania bard, poeta, kompozytor, aktor i mala

Jacek Kleyff (ur. 1947), z wykształcenia inżynier, z powołania bard, poeta, kompozytor, aktor i malarz

Foto: Materiały Promocyjne, Paweł Nawrocki Paweł Nawrocki

Rz: Płytę wyprodukował Wacław Juszczyszyn z Wolnej Grupy Bukowina, na rewersie okładki można pana oglądać na tle Połoniny Wetlińskiej. Co pan znalazł w Bieszczadach w latach 70.?

Zobacz na Empik.rp.pl


Jacek Kleyff:

To były czasy, gdy towarzysz Leonid Breżniew trząsł się jak galareta, a jego palec wisiał nad guzikiem atomowym. W Bieszczady uciekałem przed przysposobieniem wojskowym, na którym uczono mnie, jak zdobywać Kopenhagę. Na Połoninie Wetlińskiej przeżyłem inicjację w świat poezji śpiewanej i spotkałem Wojtka Bellona. Zawsze przyjaźniłem się z Wolną Grupą Bukowina. Byłem bardziej bigbitowo-soulowy niż Wojtek, ale podziwiałem jego muzykalność i chociaż umarł, przyjaźń trwa.

Jak?

Nasza wspólna znajoma Anna „Gruszka" Łońska wymyśliła, że mam robić tę płytę, i uznała, że muzycznym producentem ma być Wacław Juszczyszyn. Jednak moim celem nie było wspominanie Bieszczad. Nowa płyta to jak najbardziej bieżący reportaż muzyczno-poetycki. Do teraźniejszości przedostały się nawet nieznane piosenki z dawności, jak choćby „Nyska". Pomruki starego silnika zagrał na klawesynie w rytmie ska-reggae Stanisław Soyka. Zachwycił mnie koncertowym DVD „Soyka w hołdzie mistrzowi". A gdy nagrywaliśmy, zgodził się przebrać za Haendla i założył perukę. Może zobaczymy go w tym stroju w teledysku. Staszek poznał mnie też z Tomkiem Jaśkiewiczem – magicznym gitarzystą Czesława Niemena, który przepiękne solówki gra także ciszą. Tomek zagrał na mojej płycie. Innym filarem albumu jest Słoma.

Był on w PRL ikoną reggae i życia na wsi poza warszawskim Babilonem. Jak teraz żyje?

Moja teza jest taka: wielki patriotyzm zgnił od faszyzującego nacjonalizmu. Na tym gnoju wyrastają piękne patriotyzmy małych ojczyzn. Słoma tworzy jedną z nich, na Lubelszczyźnie, gdzie pod koniec sierpnia organizuje Dni Pokoju. We wsi Czeremcha działa zespół Czeremszyna łączący kilka narodowości wschodniego pogranicza. Honorowym członkiem tej grupy był Jacek Kuroń. Zawsze kochał pogranicze. Wspaniale jest u mnie – w mazowieckich Mrozach. Wójt dopieszcza pieniędzmi z Unii lokalne inicjatywy, konny tramwaj dowozi ludzi z dworca do miejscowego szpitala w leśnym rezerwacie. Podobnych miejsc jest dużo w Polsce. Cieszmy się! Przecież mamy pierwsze od zamierzchłej przeszłości 67 lat spokoju. Nie przyjedzie żaden Tatar, by za włosy porwać mi żonę, Rusek jej nie zgwałci, Niemiec nie spali w piecu, a Szwed nie zabierze widelców. Ja się cieszę. Niestety, naród jest zdenerwowany. Nie wiem, o co chodzi. Jeżdżę po kraju. Polska wieś jest czerwona od cegły. Zamienia się w Saską Kępę.

A co by Jacek Kuroń powiedział?

Pod koniec życia był rozdarty, widząc, że konieczne gospodarcze zmiany kontrastują z wyuczoną bezradnością tysięcy ludzi w PGR-ach, pijących bełty w oczekiwaniu na dostawę węgla. Nie mógł już mówić, ale krzyczał, żeby się nimi zająć. Na szczęście już ich dzieci jeżdżą po Europie, handlują. Mają swoje pionierskie czasy, tak jak kiedyś Amerykanie. Martwi mnie tylko to, co dziś o Jacku wypisują. Protestuję przeciwko temu podzieleniu.

Zaśpiewał pan nawet, że woli stracić ze złodziejem, niźli zyskać z psychopatą.

Z dwojga złego. To jest ważne, choć kontrowersyjne zdanie. Omijam psychopatów. To prawda, że złodziejstwo się szerzy, ale jeszcze większą gangreną jest to, co się działo 11 listopada na ulicach Warszawy. Jestem uczniem Marka Edelmana. Mam jego zdjęcie, na którym oczami mówi: „Uważajcie! Zło może urosnąć". I czasem rośnie. Będąc niedawno w Telewizji Republika, powiedziałem koledze Bronisławowi Wildsteinowi, że jak tak dalej pójdzie, to po niego pierwszego, zagnieżdżonego w tej patriotycznej redakcji – przyjdą ze względu na niesłuszne pochodzenie.

Czy z wszystkimi przyjaciółmi z dawnych lat potrafi się pan porozumieć? Z Michałem Lorencem, który dał swoją muzykę do filmu „Solidarni 2010" też?

Tak. Michała muzyka jest przecież niepolityczna, a że obdarza nią tych, których szanuje? Na szczęście mnie też szanuje. Potrafimy się poróżnić, ale psychopatyczna polityka nas nie dzieli.

Piosenkę „Dobrze" dedykował pan Andrzejowi Stasiukowi.

Kocham jego poetycką prozę. „Taksim", „Dukla", „Grochów". Przeczytałem wywiad, w którym Stasiuka pytano, czy jak trzy miesiące jeździ po Bałkanach, nie brakuje mu polskiego języka. Odpowiedział, że nie, bo włącza sobie Kleyffa i już jest w domu. Od razu do niego zadzwoniłem. Pojechaliśmy na Słowację, jego terenowym samochodem  wjeżdżaliśmy przez strumienie. Oglądaliśmy cmentarzyki, cygańskie osiedla. Gdy wracałem, miałem już muzyczkę do piosenki „Dobrze", on  zaś zadzwonił, że Wydawnictwo Czarne zamawia książkę u mnie. Tak powstała „Rozmowa".

Wiersz według Okudżawy – „Późną nocą" – zaśpiewał pan z towarzyszeniem Magdy Umer.

Doszło do tego w ramach bilateralnej wymiany, bo wcześniej zaśpiewałem na płycie Magdy. To wspaniała koleżanka z przepięknym, delikatnym głosem. Również dzięki niej tytuł płyty „Znalezienie" oznacza znalezienie przyjaciół, którzy stanęli za mną murem.

Rz: Płytę wyprodukował Wacław Juszczyszyn z Wolnej Grupy Bukowina, na rewersie okładki można pana oglądać na tle Połoniny Wetlińskiej. Co pan znalazł w Bieszczadach w latach 70.?

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"