We Francji aperitif został wymyślony w połowie XIX wieku przez pewnego paryskiego aptekarza i handlarza winem w jednej osobie. Domieszka mieszanki ziołowej do wzmocnionego wina miała uprzyjemnić stacjonującym w Afryce żołnierzom Legii Cudzoziemskiej przyjmowanie w obronie przed malarią wyjątkowo niesmacznej chininy.
Włosi byli jeszcze szybsi – wermut zawdzięczamy Antonio Benedetto Carpanowi, który w 1786 roku bez jakichś widocznych głębokich pobudek dodał do białego wina silny ziołowy napar. Współcześnie w Italii dla wielu l'aperitivo to nieodłączna cząstka dnia. Do kieliszka można nalać zarówno jeden z wielu drinków, jak i białe lekkie wino w wersji musującej lub nie. Ostatnio przedstawiałem zresztą kilka trunków, które doskonale sprawdzają się jako wzmagający apetyt i mile rozdrażniający kubki smakowe wstęp do kolacji. Dlatego dziś pora na wino do dania głównego.
Chianti. Wydaje się, że powstało z myślą o towarzyszeniu posiłkom. Jest konkretne, wystarczająco kwasowe i taninowe, by nie zatraciło się w smaku aromatycznych mięsnych potraw. Lubi pomidorowe oraz grzybowe sosy. W przypadku chianti mówmy raczej o jego piciu, a nie o eleganckiej degustacji. Soczyste, intensywne, zdecydowane, ale przy tym nie ciężkie. A jednak nie zawsze takie było.
Pierwsze chianti było bowiem winem białym. Zapiski o nim pojawiają się już w XIII-wiecznych dokumentach. Wtedy właśnie wytwórcy z okolic Florencji powołali do życia związek Lega del Chianti, by sprawował pieczę nad zasadami i warunkami produkcji oraz wspierał promocję tego lokalnego trunku. Za jakiś czas zarówno wino, jak i spory terytorialne między Florencją i Sieną o przynależność coraz cenniejszych winnic nabrały rumieńców. Z tego okresu pochodzi legenda o genezie symbolu gallo nero, który zdobi dziś butelki najlepszego chianti. Otóż włodarze wspomnianych miast postanowili rozstrzygnąć konflikt za sprawą wyścigu dwóch rycerzy. Sygnałem do wyruszenia miało być poranne pianie koguta, a punkt, w którym się spotkają, wyznaczyłby granicę. Przebiegli Florentczycy pozbawili jednak swego koguta jedzenia, więc w wyznaczonym dniu obudził się i zapiał dużo wcześniej. W efekcie – zawodnik z Florencji dojechał niemal do samej Sieny.
W połowie XIX wieku na scenę wkroczył Bettino Ricasoli. Ten wybitny włoski polityk był również właścicielem i producentem chianti. Podobno aż 30 lat zabrało mu opracowanie odpowiedniego składu procentowego kupażu. Do naszych czasów zdążył się on nieco zmienić, ale pozostała zasada, że podstawą blendu (dziś co najmniej 80 proc.) jest odmiana sangiovese.
Jeśli więc macie ochotę rozpocząć weekend ucztą z grillowanym, pieczonym czy też smażonym mięsiwem, którego smak wzbogaci kieliszek czerwonego wina, spieszę otworzyć butelkę, którą na dziś wybrałem. Campinovi Chianti Classico z winnicy Dievole. To najnowsze dzieło tego producenta, starannie przemyślane i dopracowane. Wiśniowo-jeżynowy zapach winogron sangiovese wzbogacony jest o nuty dojrzałych truskawek i delikatnej skóry. Smak – złożony i dojrzały, przyjemnie zawładnie podniebieniem, pozostawiając po sobie konkretny, długi finisz. Upewnijcie się tylko, że wino w momencie podania będzie miało odpowiednią temperaturę 18 stopni.