W owych czasach ten instrument – będący muzyczną nowością – błyskawicznie zdobywał bowiem popularność. Na dodatek w znacznej części warszawscy fachowcy budowali je z materiałów rodzimych, fornir na pudła wytwarzano z olchy, gruszy, brzozy, orzecha czy jesionu, płyty rezonansowe – z deszczułek świerkowych. Importować należało natomiast kołki i drut do produkcji strun, a także heban, mahoń, palisander do ozdoby oraz oczywiście kość słoniową na klawisze.
Dwa warszawskie warsztaty zdobyły największą renomę – Antoniego Leszczyńskiego i Franciszka Buchholtza. Pierwszy zasłynął pięknie zdobionymi fortepianami, które znakomicie prezentowały się w salonach. Leszczyński używał jednak cięższej i bardziej skomplikowanej mechaniki angielskiej, jego instrumenty niezbyt zatem cenili muzycy. Buchholtz preferował lżejszą i prostszą mechanikę wiedeńską.
Fryderyk Buchholtz miał pruskie korzenie, jego ojciec osiadł na stałe w Warszawie. Syna kształcił na stolarza i wysłał na naukę za granicę, ten wrócił w 1815 roku, poznawszy w Europie tajniki fortepianów, ich produkcji postanowił się poświęcić. Nie poprzestał na raz zdobytej wiedzy. Pilnie śledził wszystkie nowinki techniczne napływające z zagranicy, umiejętnie łącząc je we własny rodzaj konstrukcji instrumentu.
Jego fortepiany bardzo lubił kilkunastoletni Fryderyk Chopin także dlatego, że Buchholtz pozwalał muzykom ćwiczyć na nich w swoim warsztacie mieszczącym się na ulicy Mazowieckiej. Dowód na to mamy w zapiskach Chopina z 1828 roku o rondzie na dwa fortepiany, który to utwór grał tam ze swoim przyjacielem Julianem Fontaną.
Fortepian Buchholtza stał także w salonie Chopinów. To właśnie na nim zapewne 18-letni Fryderyk dał swój publiczny koncert w Teatrze Narodowym 17 marca 1830 roku. Ten instrument, który stał się potem własnością siostry kompozytora, rosyjscy żołnierze zniszczyli we wrześniu 1863 roku.