Nie ma. Jest taki stereotyp, że osoba cierpiąca psychicznie w czasie świąt to ktoś całkowicie samotny. Tymczasem w rzeczywistości wcale nie tak łatwo znaleźć ludzi naprawdę do końca samotnych, za to cierpiących w święta jest dużo więcej. I większa część z tych osób to ludzie spędzający Boże Narodzenie nie tyle w osamotnieniu, ile w układach, które ich nie satysfakcjonują. Coraz więcej ludzi funkcjonuje na przykład w kilku rodzinach, w rozmontowanych związkach, „rodzinach patchworkowych”. Mają po kilkoro dzieci z różnych związków, wszędzie są po trochu, nigdzie niezakotwiczeni naprawdę. Starsze pokolenie wymusza tradycyjne spędzanie świąt, przy rodzinnym stole. Trzeba się naginać, udawać, by zaspokoić interesy rodziców, dzieci, teściów, żeby nikt nie poczuł się dotknięty czy pominięty, a to męczące.
[b]Ludzie uświadamiają sobie, w jakiej są nieuporządkowanej życiowo sytuacji i dlatego źle czują się ze świętami, które gloryfikują jedność, świętość, rodzinność, ciągłość...[/b]
Są też tacy, którzy wprawdzie jakoś te ciągłość utrzymują, ale z coraz większym trudem. Bo wcale z nią im nie jest tak wygodnie, jak to sugeruje kino familijne. Tam w końcu zawsze duch świąt wszystkich jednoczy. W życiu to nie zawsze możliwe. Ale wiele osób wierzy, że powinno być możliwe, a skoro się nie daje, to coś z nimi nie tak.
[b]Nie lubimy świąt, bo musimy zajmować się emocjami, o których na co dzień wolimy nie rozmyślać?[/b]
Charakter świąt Bożego Narodzenia i związanych z nimi tradycji wywodzących się jeszcze sprzed chrześcijaństwa, wymagają, byśmy byli w gromadzie, razem. Chodzi o łączność pokoleń, o którą kiedyś było łatwiej.
[b]Puste miejsce zostawiało się dla ducha przodka. Bo oni też byli ważni.[/b]