Inne karkołomne połączenie wymyślił Nicolas Ghesquiere pracujący dla Balenciagi: boty-bokserki na obcasie. Sznurowane, z paskami na klamerki, wyraźnie sportowe, ale - z obciętymi palcami. Obowiązkowo do kryjących, kolorowych rajstop. Jean Paul Gaultier polubił w sznurowanych botkach ażury: żeby było widać szkocką kratę, która jest motywem kolekcji. Givenchy jest łaskawszy dla zmarzniętych kobiet. Oferuje im lakierowane, z tyłu sznurowane botinki na grubym obcasie. Jedynie z gołymi palcami. John Galliano od Diora nie zna litości. Lansuje kopyta na balu wysokości 5,6 cm. Nawet modelki defilują w tym, kolebiąc się na boki.
Na ratunek stopom i mieszkankom chłodniejszych rejonów świata spieszą designerzy znani ze zmysłu praktycznego. Burberry poleca botinki dopasowane. Niemal identyczne ma Celine -sznurowane, z obcasem jak sztylet, ale z niewielką platformą, z zadartym do góry przodem. Louis Vuitton wymyślił boty jak grzmoty. Sznurowane, z zamszu, z futrzaną wyściółką, prawie do kolan, na grubym obcasie. Donna Karan (DKNY) i Yamamoto przypomnieli sobie o martensach, tyle że na jeszcze grubszej niż zwykle podeszwie.
Diesel, świetna firma dżinsowa, podsuwa rozwiązanie ponadczasowe: obfite, marszczone cholewki (jak do krakowiaka), cale perforowane w drobne dziurki, na zgrabnym obcasie, bez platformy. Choć wyglądają wiosennie, wydają się bardzo ciepłe. W takich skarpety w środku naprawdę grzeją. Podobnie bezpretensjonalny jest staromodny Bally (niedawno obchodzący 155-lecie istnienia). Zamsz, wygodny okrągły czubek, słupkowaty obcas. I starannie wyprofilowana, troszkę marszczona cholewka.
Moda kręci się jak na karuzeli. Platformy istniały już setki lat temu, ale w innych kulturach. W naszej, zachodniej, na dobrezaistniały przed II wojną. Impulsy szły z dwóch stron: z zainteresowania sportem, i - egzotyką. Mistrzem fasonów inspirowanych odległymi cywilizacjami był Salvatore Ferragamo, włoski geniusz (zmarł w 1960 r.), który zaprojektował ponad 20 tysięcy form i opatentował 350 obuwniczych rozwiązań. To on uchodzi za wynalazcę butów na platformach i metalowych wzmocnień w obcasach. Bodaj najbardziej wybiegającym w przyszłość jego wynalazkiem był "niewidzialny sandał" z 1947 roku: cholewka z nylonowych nitek i pięknie wymodelowany koturn, obleczony złotą skórą, znany jako kształt "F".
Koturny święciły też triumfy po II wojnie, kiedy kobiecy ubiór prezentował się skromnie, oszczędnie i topornie. Pod koniec lat 60., a zwłaszcza na początku następnej dekady, buty typu trepy zrobiły zawrotną karierę do spodni dzwonów. Fenomenalnie wydłużały nogi, ale... pozostawały niemal niewidoczne pod obszernymi nogawkami. Szczytem awangardy były wówczas fason "Madly", wprowadzony przez Charlesa Jourdana (pracował m.in. dla Diora, potem Cardina).
Mam także własne, polskie doświadczenie z platformami. Od lat robię buty na obstalunek. Ich autorem jest Jerzy Krawczyk, kiedyś realizujący zamówienia dla Mody Polskiej. Artysta, ale też znawca ludzkiej anatomii. Z nim konsultuję wszystkie koncepcje kreatorów. On wie, czy atrakcyjne na oko buty mają szanse sprawdzić się w chodzeniu. Buty-kopytka, na wysokim, płaskim koturnie krótko skomentował "Tylko do zdjęcia. Modelka chodzi na sztywnych kolanach". Wygodne na godzinę, dwie. Przy dłuższym chodzeniu stopa musi być elastyczna. Inaczej mięśnie nóg szwankują. I ma się poczucie, jakby się chodziło się na szczudłach. To, jak wiadomo, jest nie lada wyczynem.