– Państwo z Polski? To koniecznie musicie się spotkać z Dominikiem – mówi pan z informacji turystycznej. O Dominiku, Polaku mieszkającym w Zillertalu, słyszałam już od kilku osób, sama więc jestem ciekawa, kim jest owa tajemnicza postać. Spotykamy się wieczorem. Dominik o Zillertalu wie wszystko, a przy tym ma wiele zapału w przekonywaniu, że to najpiękniejsze miejsce w Alpach. Dominik zostawił w Niemczech dobrą pracę, znajomych i postanowił rozpocząć nowe życie, bliżej natury. Co poza nartostradami warto tu zobaczyć? – A w serach byliście? No, nie…Następnego dnia jedziemy „do serów”, a dokładniej do fabryki Erlebnis Sennerei na obrzeżach miasta Zell. Z trafieniem nie mamy problemu, bo Dominik sugestywnie wytłumaczył: „To tam, gdzie krowy na dachu”. Krowy są, sztuczne oczywiście. Chodzimy po nowoczesnej fabryce i przez wielkie szyby patrzymy na kolejne etapy produkcji serów. Mnóstwo rur, wielkie kadzie, mieszadła, czyściutko… Na końcu degustacja. Na wielkim talerzu różne gatunki serów. Najoryginalniej wygląda Zillertaler Graukäse przypominający kolbę kukurydzy – biało-żółty, ręcznie robiony. Ma zaledwie 0,2 proc. tłuszczu, a dojrzewa tylko trzy dni. Jego przeciwieństwem jest ciężki Bergkäse, czyli górski. Ten ma już 32 proc. tłuszczu. Ale najsmaczniejszy okazuje się biały Zillertaler Edelweiss, czyli zillertalska szarotka. Po prostu rozpływa się w ustach.
Na drugim końcu doliny, licząc od lodowca, ponad miastem Zell im Zillertal wznoszą się kolejne góry poszatkowane trasami i wyciągami – region Zillertal Arena. Wpadamy tu na jeden dzień, nie mamy więc szans, by sprawdzić wszystkie z 217 km tutejszych tras. Robimy sobie jednak tzw. Arena Tour, w czym pomaga mapka z dokładną rozpiską, z jakiego wyciągu trzeba skorzystać, ile czasu się jedzie itd. W ten sposób przedostajemy się do Gerlos, a potem do Hochkrimml, po drodze przekraczając granicę landów – z Tyrolu wjeżdżając do Ziemi Salzburskiej. Jesteśmy pod wrażeniem zagospodarowania tak ogromnych przestrzeni. Świetnie przygotowane trasy, mnóstwo wyciągów, mimo szczytu sezonu – żadnego dłuższego stania „w kolejce do kolejki”.
Następnego dnia wybieramy się w rejon Ski-Optimal, gdzie jest już „tylko” 155 km tras. Hitem wśród nich, na stokach tak zwanego Hochzillertal, jest czarna trójka albo inaczej olimpijski zjazd Stephena Eberhartera. Słynny olimpijczyk ma tu jeszcze jedną trasę – jego imię nosi też czerwona jedynka.