„Pod wielkim sekretem powiem Ci, że przywiozę ze sobą dwa operetkowe libretta. Nie mów tylko nikomu o tym. Będziemy robili karierę”. Takie plany snuł Karol Szymanowski w 1908 r. i chciał do nich wciągnąć przyjaciela Grzegorza Fitelberga.
Skończył już 25 lat, przystąpił do kompozytorskiej grupy „Młodej Polski”, ale znajdował się na początku drogi twórczej. Na dodatek ciągle narzekał na brak gotówki, donosząc Fitelbergowi, zwanemu Ficiem, iż jest biedny „jak szczur kościelny”. Czyż można się zatem dziwić, iż w czasie pobytu w Wiedniu przyszedł mu do głowy pomysł napisania operetki? W końcu był to czas niesłychanej popularności tego gatunku, a twórca utworu, który spodobał się publiczności, mógł liczyć na sporą gotówkę.
Jesienią 1908 r. w Tymoszówce Karol Szymanowski ochoczo przystąpił do realizacji swoich zamierzeń. Dysponował rzeczą niezwykle istotną – librettem, które napisał dla niego Julian Krzewiński, artysta operetki lwowskiej. Tekst nosił tytuł „Główna wygrana”. Ale już kilka tygodni później kompozytor znalazł się w Warszawie i jego zapał gasł coraz bardziej. Latem 1909 r. donosił Ficiowi: „Nieszczęście z operetką, tak mi oczorciała, a czuję, że muszę ją skończyć nareszcie”.
Wkrótce rzeczywiście partytura była gotowa, ale autor czuł się bardziej jak uczeń po odrobieniu zadanej lekcji. Podpisał ją pseudonimem: Whitney, choć nie zamierzał schować do szuflady. Podczas kolejnego pobytu w Warszawie udał się do kompozytora Piotra Maszyńskiego z prośbą o ocenę swej pracy, a kiedy w 1911 r. Grzegorz Fitelberg został dyrygentem w Operze Cesarskiej w Wiedniu, a jeden z tamtejszych domów wydawniczych chciał podpisać z Szymanowskim dziesięcioletni kontrakt, powrócił do pomysłu. Zamówił niemieckie opracowanie tekstu operetki, licząc na jej wystawienie i publikację w Wiedniu, co poprawiłoby jego sytuację finansową. Wtedy też pojawił się nowy tytuł „Loteria, czyli Narzeczony Nr 69”.
„Szkoda, że ten niesłychanie ciekawy eksperyment kompozytorski został zastosowany do błahej rzeczy – wydał opinię o „Loterii na mężów” Piotr Maszyński. – Piękne, oryginalne melodie są zasnute misterną koronką polifonii i kontrapunktu. Wszystko zaś wyposażone w tak niezwykłe, tak pociągające i piękne dla ucha harmonie, że trudno by mi było porównać tę młodą twórczość pod względem harmonizacji z jakąkolwiek znaną mi z czasów dawniejszych i obecnych”.