Podziwiałam te gacie zwane sakko na zdjęciach w ambitnym lifestylowym miesięczniku „Tush”.
Dopiero mąż zwrócił mi uwagę, że do tej sesji pozowali chłopcy. Cudnie wydepilowani, wyczesani, wcięci i wypięci. Zdębiałam. Moda damska na męskich dzieciuchach, do złudzenia przypominających dziewczyny. Żadnej perwersji, makijażu, peruk. Po prostu ładni, na oko zwyczajni osobnicy. I właśnie ta pozorowana normalność wydała mi się nienormalna.
W innym lifestylowym piśmie „Quest” – kontrast dwóch płci, lecz na przekór konwencjom. Wulgarne dziewuchy w stylu neo-punk, rozkudłaczone, ustawione przed kamerą w nieeleganckich pozach. Pokazują sobie języki, wypinają tyłki, biją się. Natomiast subtelni młodziankowie pozują otuleni tiulami i koronkami, po kobiecemu uwodzicielscy, w czułych pieszczotach. Romantyczni geje kontra piekielne babiszony.
Jako designer numeru pojawił się Rick Owens. Paryska awangarda amerykańskiego chowu. Supermacho z muskulaturą kulturysty i fizjonomią Iggy Popa.
Skąd ten trend – bo można to już uznać za tendencję – zakłócania wizualnych i psychologicznych (w tradycyjnym sensie) wyróżników płci? Dla efektu, emocji, rozdrażnienia? Niebezpieczne przegięcie. Z pewnością dobitny symptom dezaktualizacji stereotypu walecznego samca i uległej kociczki.