[b]Rz: Odśnieża pan? To jedna z niewielu form sprzątania akceptowana przez mężczyzn. A przecież ścieranie kurzu i zmywanie ma w sobie coś z kontemplacji, jak mawia mój, uwielbiający sprzątać, partner życiowy.[/b]
Prof. Roch Sulima: I ma rację. Kultura wpoiła nam obowiązek cyklicznego sprzątania, a w szerszym kontekście odnawiania świata jako potwierdzanie swojego udziału w życiu społeczności. Ale fenomen sprzątania jest o wiele bardziej skomplikowany. Sprzątanie to sensowne nicnierobienie – przerwa w napiętym kalendarzu zajęć. Sprzątając, mamy wrażenie, że znajdujemy się w świecie nie na serio, a przedmioty wokół tracą swój praktyczny status. Przez chwilę są rzeczami na wolności, a my możemy przypisywać im inne znaczenia, metaforyzować je.
[b]Tak jak francuski filozof Roger Pol-Droit, który w książce „51 zabaw (z) rzeczami” mówi o spinaczu, że jest „lojalny”…[/b]
A dzbanek? Kiedy go czyścimy, uświadamiamy sobie, że nie służy tylko do trzymania w nim kwiatów. Zauważamy jego wypukłości, fakturę, kolor, ciężar. W ten sposób poznajemy świat od spodu, zagłębiamy się w byt, a nasze ciało zaczyna przylegać do ciała świata – uruchamiamy zmysły zapachu, dotyku, przychodzą do nas wspomnienia. Sprzątanie daje nam poczucie zakorzenienia w świecie, jest rodzajem autoanalizy, określaniem się wobec rzeczy, nawet swoistą autoterapią.
[b]Mnichowie w szkołach buddyjskiego zen spędzają sporo czasu na codziennym sprzątaniu klasztoru. Polerowanie, grabienie, czyszczenie, wszystko odbywa się jak rytuał: określona pora, te same ruchy. [/b]