– Niech każdy traktuje to miejsce, jak chce. My odcinamy się od polityki i martyrologii, choć jak czytam wpisy na forum, że bierzemy udział w jakiejś antyimperialistycznej promocji, to wiem, że nie wszyscy mi uwierzą – mówi ze śmiechem Piotr Owcarz, pomysłodawca muzeum. J -23 (taki kryptonim Kloss nosił w filmie) rzeczywiście pracował dla radzieckiego wywiadu). Z drugiej strony ma wszystko, czego potrzeba ikonie popkultury – przystojny, inteligentny jak James Bond. Choć nigdy nie istniał naprawdę, doczekał się swojego muzeum.
Piotr Owcarz, rocznik 1969, urodził się dwa lata po wyprodukowaniu "Stawki". Kiedy słyszy, że promuje zakłamany historycznie film, od razu nachodzi go jedna myśl: chciałby, żeby Polacy zaczęli się bawić przeszłością tak jak Anglicy wojną w "Allo, allo". – Sam jestem z wykształcenia historykiem, pasjonuje mnie przeszłość, bo uważam, że bez niej nie poznamy przyszłości – opowiada Owcarz. Zawodowo zajmuje się jednak promocją i reklamą. – I tak traktuję mój pomysł na Hansa Klossa – dodaje szczerze.
Wymyślił, że można te dwie sprawy pogodzić. Dotarł do reżyserów serialu Andrzeja Konica i Janusza Morgensterna, autorów scenariusza Zbigniewa Safjana i Andrzeja Szypulskiego. Po wielu dyskusjach, jak ma wyglądać muzeum i cały projekt, Konic powiedził w końcu Owcarzowi: – Zrób, jak uważasz, po swojemu.
I Owcarz zrobił, a bardzo pomógł Bogdan Bernacki, prezes fanklubu Klossa i autor książki o filmie. Muzeum mieści się w kamienicy, ma 150 metrów.
Rzeczywiście można tu poczuć atmosferę planu filmowego, zwiedzającym towarzyszy muzyczny motyw "Stawki". Trochę tu serialowych eksponatów, fotosów, ale są też rzeczy, które powstały na fali popularności serialu: komiksy, książki, kasety. I kupiona na pchlim targu prawdziwa radiostacja.