O dwojgu takich, co nie rzucają mięsem

„Checz rybacka” w Borowie na Pojezierzu Kaszubskim i Dom Zdrojowy w Jastarni to, moim zdaniem, dwie najlepsze restauracje rybne. Z pewnością na naszym Pomorzu, jeśli nie w Polsce, a objechałam ich sporo.

Publikacja: 28.02.2009 00:39

W Checzy, do której w chwilach słabości jadę na sobotni obiad poświęcając na to cały dzień, rządzi jej właścicielka Barbara Jarema. W Domu Zdrojowym jej brat Paweł Twerjanowicz. Obydwoje chociaż rozmawiać potrafią niemal wyłącznie tylko o kuchni, reprezentują dwie odmienne szkoły. Łączy ich oddanie temu, co robią. Różni cała reszta.

Jej kuchnia jest wielką wariacją na temat kuchni polskiej. Kuchnia Pawła to polska wariacja na wiele tematów. Paweł mówi, że on gotuje dla spa, a siostra ma restaurację.

Szefowa Checzy potrafi zejść o trzeciej rano do kuchni, bo wtedy nikt jej nie przeszkadza, próbować najnowszej odmiany sosu z maślaków, z którym podaje rybę maślaną. Bo akurat się obudziła i coś wymyśliła. Zanim wprowadzi do karty nową potrawę, testuje ją na przyjaciołach. Tak ostatnio było z trio z soli na plackach kartoflanych.

Paweł nie widzi nic dziwnego w tym, że kilka godzin zajmuje mu takie doprawienie barszczu malinami lub wiśniami, żeby i kolor, i smak były jak najpiękniej barszczowe. Przyznaje zresztą, że pomysł należy nie do niego, tylko do Jacka Szczepańskiego, szefa warszawskiej Porty 13, a on go po swojemu przyswoił.

Paweł należy do najmłodszego pokolenia polskich kucharzy. O ile jego siostra rządzi w Checzy niepodzielnie, Paweł dowodzi zespołem i ćwiczy do zamęczenia potrawy, które potem z sukcesami startują na konkursach. Bez zmrużenia oka wymienia ciężko zarobione złote na euro i wydaje krocie na kursy, m.in. w szkole mistrzów francuskiej kuchni pod Lyonem Paula Bocussa.

Potem wszystko i tak gotuje po swojemu. Ale przyznaje, że nauczył się tam szacunku dla „surowca”. Że nie można rzucać mięsem. Trzeba je delikatnie kłaść na desce. Francuzi są zresztą zachwyceni pawłową polską kuchnią. Z jego malinowo-buraczanego barszczu robią sorbety.

Paweł przyznaje, że czerpie ze szkoły molekularnej, ale do głowy by mu nie przyszło zrobienie kawioru z mandarynki. Natomiast do pieczonej dorady podaje na talerzu piankę z limonki, zamiast połówki cytryny zawiniętej w gazę.

Nie potrafi normalnie jeść. Każdą potrawę siostry rozgrzebuje na czynniki pierwsze i mówi, że chętnie zrobiłby to samo, ale zupełnie inaczej.

W Checzy Basi bukiet z jarzyn wygląda jak ogród. Znalazłam w nim kiedyś nawet warzywne taczki. U Pawła dekoracja, to najwyżej rzucona na talerz gałązka kolendry albo pietruszki. A w daniu „dorsz ze szpinakiem na chrupko” szpinak jest tak podsmażony, że sam jest dekoracją.

A jeśli ma być superbogato, to na talerzu pojawi się cieniutka kreseczka pesto z oliwy, orzeszków piniowych, papryki i ziół. Pieczonego halibuta uzupełnia malutki kartofelek upieczony w boczku.

Barbara wie, że jeśli ktoś jedzie do niej na obiad z Gdańska, Torunia czy Warszawy, to jeden kartofelek go nie nakarmi. W Checzy porcja musi wyglądać jak porcja – mówi. – U mnie na talerzu jest 20 dkg ryby – argumentuje Paweł. To rodzeństwo doskonale nakarmi każdego. Tyle że każde z nich zrobi to inaczej

Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
VI Krajowe Dni Pola Bratoszewice 2025
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont