Po raz 36. w Bazylei odbywają się największe na świecie targi zegarków i biżuterii Baselworld 2009. W sześciu halach, na powierzchni 115 tysięcy mkw. zgromadziły 1952 wystawców z 45 krajów, o 100 mniej niż rok temu. Na konferencji prasowej wszyscy brzmieli unisono: kryzys, sprzedaż biżuterii i zegarków w pierwszych miesiącach 2009 r. spadła o 25 procent. Ale precjoza to inwestycja dla pokoleń i ma ona w czasach kryzysu uzasadnienie – słyszy się od ludzi z branży. Podobnie brzmią reklamy, np. Omegi. Kryzys jest jednak głównym tematem rozmów.
W halach wystawowych, które nazywają się: Hala Marzeń, Pożądań, Fascynacji, Sensacji, Inspiracji i Emocji, nie widzi się różnic w przepychu wystroju w porównaniu z rokiem ubiegłym. Jeden z wykonawców na powierzchnię ok. 10 tys. mkw. przywiózł 60 kontenerów materiałów budowlanych, w tym ok. 400 ton stali! Breitling na wysokości pierwszego piętra umieścił ogromne akwarium z 3 tysiącami rybek. Swarovski czaruje ogromną zaokrągloną ścianą (7 x 9 m) zrobioną z 12 500 aluminiowych płytek wielkości 8 x 8 cm. Są stale w ruchu, tworząc płynne, abstrakcyjne formy. Zwiedzający nie są zwykłymi zjadaczami chleba. Bilet wstępu kosztuje 60 franków (ok. 200 zł). Targi są dla branży jubilerskiej. Dla niej Bazylea w tych dniach jest największym centrum handlowym. W tym roku rozstrzyga się przyszłość wielu małych firm.
A zegarki i biżuteria? Po latach nadmiaru mówi się o skromności. Dominują spokojne kolory: na cyferblatach antracyt, klasyczny design. Wnętrze zegarka stało się ważniejsze od koperty. Cenione jest dobre rzemiosło, a nie ilość diamentów. Częściej używa się platyny. Jest skromniejsza, optycznie niewiele się różni od stali. Nazwy kolekcji też zmieniły wymowę: Manufaktura Porcelany Nymphenburg proponuje biżuterię pod nazwą Essentials, czyli to co najważniejsze (proj. Patrik Muff). Krzyżyki, trupie czaszki, skrzydła i medaliony z symbolami vanitas przypominają o marności życia na ziemi. Może niektórym przyda się na otrzeźwienie?
[i]Baselworld trwa do 2 kwietnia[/i]