Pokaz stał się hitem sezonu. W londyńskim muzeum nakryć głów jest prawie 300. Pochodzą z 17 krajów i z różnych epok. Jedne to autentyki; inne były częścią kostiumów i grały w kultowych filmach, jak „My Fair Lady” czy „Gigi”; jeszcze inne – i tych jest najwięcej – są artystyczną impresją, żartem, dziełem sztuki designerskiej – przede wszystkim autorstwa wspomnianego Stephena Jonesa.
Niektóre otacza nimb sławy – jak choćby toczek noszony przez księżnę Dianę czy kapelutek z motylkami, w którym Sarah Jessica Parker wystąpiła na premierze filmu „Seks w wielkim mieście”. Jest też okazja do powtórki z historii starożytności: najstarszy w zestawie obiekt to egipska maska Anubisa sprzed 4500 lat. Można zapoznać się z bliższymi nam w czasie, lecz egzotycznymi kulturami – a te reprezentują hinduskie zawoje, tureckie turbany, tajlandzkie stożkowate korony, obłędnie kolorowe czapeczki Indian peruwiańskich. Wśród europejskich nakryć głowy wyróżnia się szlachetną i oryginalną formą czapka doży – z charakterystycznym zadartym „kuprem”. Część eksponatów ma odniesienia do zjawisk popkulturowych, np. hełm z filmu „Gwiezdne wojny” czy estradowe kreacje Madonny. Jest też część użytkowa – nakrycie zdjęte z głowy stewardessy linii brytyjskich czy kask pożyczony od rowerzysty.
Wystawa ma nie tylko kulturowe tło – również polityczny podtekst. Przecież na modę wpływają wojny, zwycięstwa i ideologie. Przykładem Wielka Rewolucja Francuska. Na ponad pół wieku dała fory Anglii w dziedzinie… ubioru. Europę ogarnęła anglomania. Początek XIX stulecia to czasy, kiedy nawet w Paryżu za arbitrów elegancji uchodzili książę Wellington i lord George Brummel, zwany Pięknym. En vogue był romantyk, którego znakiem rozpoznawczym były jasne obcisłe spodnie i cylinder z lekko podwiniętym rondem. Sam ubiór nie wystarczał. Wedle słów Chateaubrianda „Musiał na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie nieszczęśliwego i chorego”.
Nie minęło 30 lat, a miejsce chorowitego malkontenta zajął dandys zdrowy, wyzywający, śmiały. Także eksport znad Tamizy. Jego obowiązkiem było dbać o toaletę, nosić wąsy i okrągło przyciętą bródkę, rozprawiać o koniach i zaprzęgach, świat traktować z góry, a istnieniem kobiet nie zaprzątać sobie głowy.
Taki wygląd i styl bycia długo kojarzył się z „klasycznym Anglikiem”; wedle tego wzorca Shaw wykreował profesora Henry’ego Higginsa z „My Fair Lady”. A Eliza? Jej metamorfoza widoczna jest nie tylko w mowie i zachowaniu, również w kapeluszach.