Kapelusz czyni Anglika

Natura Anglika pozostaje nieprzenikniona dla większości innych narodów. Jest jednak sposób, aby zrozumieć mentalność wyspiarzy. Ta metoda prowadzi przez… kapelusz. To on jest bohaterem wystawy „Hats. An anthology by Stephen Jones” w londyńskim Victoria & Albert Museum

Publikacja: 03.04.2009 01:18

Na deszcz – czepek w formie chmurki

Na deszcz – czepek w formie chmurki

Foto: stephen jones/v&a

Pokaz stał się hitem sezonu. W londyńskim muzeum nakryć głów jest prawie 300. Pochodzą z 17 krajów i z różnych epok. Jedne to autentyki; inne były częścią kostiumów i grały w kultowych filmach, jak „My Fair Lady” czy „Gigi”; jeszcze inne – i tych jest najwięcej – są artystyczną impresją, żartem, dziełem sztuki designerskiej – przede wszystkim autorstwa wspomnianego Stephena Jonesa.

Niektóre otacza nimb sławy – jak choćby toczek noszony przez księżnę Dianę czy kapelutek z motylkami, w którym Sarah Jessica Parker wystąpiła na premierze filmu „Seks w wielkim mieście”. Jest też okazja do powtórki z historii starożytności: najstarszy w zestawie obiekt to egipska maska Anubisa sprzed 4500 lat. Można zapoznać się z bliższymi nam w czasie, lecz egzotycznymi kulturami – a te reprezentują hinduskie zawoje, tureckie turbany, tajlandzkie stożkowate korony, obłędnie kolorowe czapeczki Indian peruwiańskich. Wśród europejskich nakryć głowy wyróżnia się szlachetną i oryginalną formą czapka doży – z charakterystycznym zadartym „kuprem”. Część eksponatów ma odniesienia do zjawisk popkulturowych, np. hełm z filmu „Gwiezdne wojny” czy estradowe kreacje Madonny. Jest też część użytkowa – nakrycie zdjęte z głowy stewardessy linii brytyjskich czy kask pożyczony od rowerzysty.

Wystawa ma nie tylko kulturowe tło – również polityczny podtekst. Przecież na modę wpływają wojny, zwycięstwa i ideologie. Przykładem Wielka Rewolucja Francuska. Na ponad pół wieku dała fory Anglii w dziedzinie… ubioru. Europę ogarnęła anglomania. Początek XIX stulecia to czasy, kiedy nawet w Paryżu za arbitrów elegancji uchodzili książę Wellington i lord George Brummel, zwany Pięknym. En vogue był romantyk, którego znakiem rozpoznawczym były jasne obcisłe spodnie i cylinder z lekko podwiniętym rondem. Sam ubiór nie wystarczał. Wedle słów Chateaubrianda „Musiał na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie nieszczęśliwego i chorego”.

Nie minęło 30 lat, a miejsce chorowitego malkontenta zajął dandys zdrowy, wyzywający, śmiały. Także eksport znad Tamizy. Jego obowiązkiem było dbać o toaletę, nosić wąsy i okrągło przyciętą bródkę, rozprawiać o koniach i zaprzęgach, świat traktować z góry, a istnieniem kobiet nie zaprzątać sobie głowy.

Taki wygląd i styl bycia długo kojarzył się z „klasycznym Anglikiem”; wedle tego wzorca Shaw wykreował profesora Henry’ego Higginsa z „My Fair Lady”. A Eliza? Jej metamorfoza widoczna jest nie tylko w mowie i zachowaniu, również w kapeluszach.

[srodtytul]Dla dandysa fotografii[/srodtytul]

Za kostiumy do najsłynniejszej ekranizacji „My Fair Lady” Cecil Beaton zdobył kilka nagród. Kto nie wie, kim był, przypominam. Sir Cecil (1904 – 1980) fotografował wyższe sfery epoki edwardiańskiej; w latach 20. pracował dla najbardziej prestiżowych magazynów takich, jak „Vanity Fair” i „Vogue”; w czasie wojny dokumentował wydarzenia w Afryce i na Dalekim Wschodzie; potem został oficjalnym fotografem królewskiego dworu. Wypada jeszcze dodać, że należał do bliskich przyjaciół Grety Garbo, starał się o jej rękę i prawie został przyjęty. Pikantny szczegół, zważywszy, że obydwoje byli biseksualni. Brytyjczycy wielbią go z kilku powodów – także dlatego, że na zdjęciach i w życiu kreował typ eleganta-dandysa. Ironicznego, zdystansowanego wobec rzeczywistości, z nienagannymi manierami. A że do tego natura obdarzyła go licznymi talentami – malował, projektował, ilustrował, tworzył scenografie, pisał – akceptowały go również kręgi awangardy.

W 1971 roku w Victoria & Albert Museum miała miejsce pierwsza prezentacja mody – „Fashion: An Anthology by Cecil Beaton”. Do tamtej ekspozycji nawiązuje obecny pokaz „Hats: an Anthology by Stephen Jones”.

Atutem pokazu jest aranżacja. Efektowna, zarazem bez zadęcia. Niejako na przekór powadze instytucji – bo Victoria & Albert powstała w 1852 roku i jest najstarszym na świecie muzeum poświęconym sztukom stosowanym. Jak już przy innych okazjach pisałam, szczytem obecnej wystawienniczej mody jest podejście ahistoryczne. A także styl „konfrontacyjny”, polegający na wyszukiwaniu niespodziewanych koincydencji, podobieństw, analogii. Dobrym tego przykładem są „Kapelusze”.

Eksponaty zamknięto w gablotach przypominających miniaturowe domki z wewnętrznym oświetleniem, podczas gdy pomieszczenia toną w mroku. Daje to efekt teatralny. Wydaje się, że nakrycia głowy występują na scenach zamiast aktorów; prowadzą dialogi, wchodzą w interakcje. W „teatrzykach” mieszają się epoki; sztuka dyskutuje z tradycją; egzotyka konkuruje z ekstrawagancją.

Kto woli kino – też może poczuć się jak na seansie w Piccadily Circus. Projekcje trwają non stop, na ekranie – on ją kocha i… kupuje kapelusz. Stare kroniki filmowe i dokumenty przenoszą odbiorcę w lata 40., do pracowni millinierów, na zamknięte pokazy mody u Harodsa, na promenadę nad Tamizą, gdzie kobiety patrzą sobie w kapelusze. Osobno, na plazmie, emitowane są głowy współczesnych sław. Rzecz jasna, czymś ozdobione. A to „coś” leży obok, w gablocie.

Widzowie nie krępują się komentować obiektów ani filmów na głos. Przecież jesteśmy w pobliżu Hyde Parku!

[srodtytul]Jajogłowy modysta[/srodtytul]

Jak wspomniałam, gros obiektów sygnował Stephen Jones, wychowanek słynnej londyńskiej Saint Martin’s School of Art. Jest niezwykle płodnym i odważnym projektantem. Rok po dyplomie (1979 r.) otworzył pierwszy londyński butik, niedaleko Covent Garden. Współpracuje z topowymi markami, realizuje zamówienia sławnych. Z jego talentu korzystali zarówno gwiazdy rocka – m.in. Mick Jagger, Madonna, Boy George, Gwen Stefani, Alison Golfrapp – jak członkowie rodziny królewskiej, z niezrównaną Lady Di na czele. Sam manifestacyjnie nosi… łysą czachę. Jego wygląd nie pozostawia wątpliwości: to przedstawiciel trzeciej płci.

Na jednym z filmów można go oglądać w akcji. Rzeźbiarz-prestidigitator, z niebywałym wyczuciem formy i materii oraz darem wyłapywania klimatu czasów. Do pokazu w V&A Museum przygotowywał się dwa lata. Wespół z Oriole Cullen, kuratorką muzeum, przekopali magazyny, wyłuskując eksponaty oraz „przedmioty inspirujące”. Od dawna kusiły go wariacje na temat przeszłości; wysoka i niska kultura. A przede wszystkim – England, England! Ostatnio designera zainspirowała forma cylindropodobna. Modelkę z plakatu anonsującego pokaz ubrał w szapoklak ozdobiony poszarpaną flagą brytyjską. Sam też nosi na zdjęciu taki patriotyczny cylinder.

[srodtytul]Korona na zimę[/srodtytul]

Jones ma talent do pastiszów. Wspomnianą maską Anubisa Jones zainspirował się pięć lat temu, kiedy tworzył kapelusze dla Johna Galliano. Przewrotnie wykorzystał prototyp lotni projektu Leonarda da Vinci – skonstruował kapelusz jak szkielet ptasich skrzydeł. Zinterpretował po swojemu beret baskijski noszony przez Marlenę Dietrich oraz słynny kapelusza-pantofel, zaprojektowany przez Salvadora Dalego do kolekcji Elsy Schiaparelli w 1938 roku.

Jones nie gardzi też niższymi lotami. Pisarkę Barbarę Cartland, słynną z kiczowatych romansideł tudzież umiłowania różowego koloru, ubrał w koralową czapę z piór marabuta i z kutasem. Wyglądała w tym stroju jak parodia gwardzisty!

Albo kapelusz w graffiti. Na płaskim rondzie „cytaty” z murali wyglądają dekoracyjnie, acz przewrotnie: oto kawałek miasta „idzie” w plener. Klimaty egzotyczne wprowadza kapelusz pióropusz indiańskiego wodza, z farbowanych na srebrno piór oraz dziergana czapka uszatka zwieńczona irokezem z wielobarwnej włóczki.

Skoro jesteśmy w Anglii, to trzeba przygotować się na niepewną pogodę. Projektant wymyślił przeciwdeszczowy czepek z przezroczystej folii o nieregularnych kształtach, udający chmurkę.

Jak przystało na poddanego królowej, Jones robi ukłon w stronę monarchii. W pierwszej gablocie pokazał falbaniasty kaptur królowej Wiktorii oraz wysoki, lśniący cylinder księcia Alberta – obydwa autentyki. Nieco dalej oglądamy koronę Elżbiety II, też prawdziwą, a vis a vis – koronę-patchwork, uszytą z wełnianych tkanin, na watolinie. Koronie w zimowej wersji towarzyszy korona wigilijna, zbudowana z choinkowych lampek. Inne wariacje na tematy narodowe to kapelusz wyglądający jak wiktoriańska krynolina na fiszbinach i czapeczka stożek z piór, parafraza nakrycia głowy Robin Hooda. Uwzględniony został aneks szkocki – wielki jedwabny beret w tartan – oraz inspiracje hinduskim maharadżą, ku czci dawnego imperium.

Na koniec – top brytyjskość: czapa gwardzistów. Te oryginalne szyte są z futra czarnych niedźwiedzi. Na pamiątkę po bitwie pod Waterloo, kiedy wojska Wellingtona rozgromiły armię napoleońską, jako trofea zabierając czapy. Powyżej wspomniałam wersję dla Barbary Cart-land. W V&A Museum znajduje się jeszcze inna wariacja na temat gwardzisty. Hussein Chalayan, jeden z „geniuszy” dzisiejszej mody, powiększył nakrycie głowy do rozmiarów sukienki, zaczynającej się od… głowy właśnie. Podobno latem niektórzy gwardziści omdlewają z upału. Na szczęście w muzeum kreację nosi manekin.

Pokaz stał się hitem sezonu. W londyńskim muzeum nakryć głów jest prawie 300. Pochodzą z 17 krajów i z różnych epok. Jedne to autentyki; inne były częścią kostiumów i grały w kultowych filmach, jak „My Fair Lady” czy „Gigi”; jeszcze inne – i tych jest najwięcej – są artystyczną impresją, żartem, dziełem sztuki designerskiej – przede wszystkim autorstwa wspomnianego Stephena Jonesa.

Niektóre otacza nimb sławy – jak choćby toczek noszony przez księżnę Dianę czy kapelutek z motylkami, w którym Sarah Jessica Parker wystąpiła na premierze filmu „Seks w wielkim mieście”. Jest też okazja do powtórki z historii starożytności: najstarszy w zestawie obiekt to egipska maska Anubisa sprzed 4500 lat. Można zapoznać się z bliższymi nam w czasie, lecz egzotycznymi kulturami – a te reprezentują hinduskie zawoje, tureckie turbany, tajlandzkie stożkowate korony, obłędnie kolorowe czapeczki Indian peruwiańskich. Wśród europejskich nakryć głowy wyróżnia się szlachetną i oryginalną formą czapka doży – z charakterystycznym zadartym „kuprem”. Część eksponatów ma odniesienia do zjawisk popkulturowych, np. hełm z filmu „Gwiezdne wojny” czy estradowe kreacje Madonny. Jest też część użytkowa – nakrycie zdjęte z głowy stewardessy linii brytyjskich czy kask pożyczony od rowerzysty.

Pozostało 85% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"