Upiory w sypialni Marii Radziwiłł

Żaden rząd wolnej Polski nie przeforsował ustawy, która zwróciłaby majątki byłym właścicielom. Państwo administruje ponad 1000 zabytkowych dworów i pałaców

Publikacja: 12.04.2009 01:01

Upiory w sypialni Marii Radziwiłł

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

6 września 1944 r. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wydał dekret o reformie rolnej. Na jego mocy setki tysięcy ludzi utraciło swoją własność. Oprócz gruntów w ręce państwa trafiły zabytkowe dworki, pałace, a nawet dzieła sztuki.

Byłym właścicielom zabroniono zbliżać się do znacjonalizowanych nieruchomości na odległość 50 km. Przez kilka miesięcy za złamanie tego zakazu groziła nawet kara śmierci.

Dzieło zniszczenia prywatnej własności dokonało się rok później. W Warszawie wszedł w życie dekret Bieruta nacjonalizujący stołeczne nieruchomości. Większość byłych właścicieli nie odzyskała swoich majątków do dziś.

Losy trzech znanych przed wojną rodzin pokazują, że mimo upływu ponad 60 lat od tych wydarzeń podejście państwa i jego urzędników do prywatnej własności niewiele się zmieniło.

[srodtytul]Ogrodu już nie ma[/srodtytul]

Rodzina Radziwiłłów opuściła Jadwisin w marcu 1940 r., zaraz po tym, jak Niemcy włączyli tę część Mazowsza do Reichu, wysiedlając ludność polską do Generalnej Guberni. Mroźnym rankiem przeprawili się całą rodziną po krze przez rzekę. Lód pękał pod kołami wozów wiozących dobytek, rzeczy wpadały do wody. W przeprawie pomagali im wynajęci chłopi z wsi cieszących się w okolicy złą sławą. Mimo to w trakcie przeprowadzki zaginął tylko pogrzebacz.

Do pałacu otoczonego stuhektarowym parkiem wprowadzili się Niemcy i utworzyli tam kwaterę główną gestapo regionu ciechanowskiego. Cztery lata później dekret o reformie rolnej ostatecznie odciął Radziwiłłom drogę powrotu do domu.

Neoklasycystyczny pałac zbudowano pod koniec XIX w. dla Macieja i Jadwigi z Krasińskich. Książę Maciej pochodził z linii Radziwiłłów tytułujących się hrabiami na Szydłowcu i Połoneczce. Żona wniosła mu w posagu dobra w Zegrzu pod Warszawą. Pałac zaprojektował francuski architekt Franciszek Arveuf.

Po wojnie rezydencja wraz z parkiem została przekształcona w rządowy ośrodek wypoczynkowy. Przestronne pokoje zostały częściowo przebudowane. Wartownicza budka, którą postawiono przy wjeździe, zamknęła to miejsce dla oczu zwykłych śmiertelników.

Byli właściciele przez 50 lat nie mogli się dostać do środka.

– Po raz pierwszy pozwolono nam tam wejść dopiero w 1991 r. Ówczesny dyrektor wyraził na to zgodę na wniosek Kancelarii Prezydenta – opowiada Dominik Radziwiłł, którego dziadek mieszkał w pałacu. – Przyjechaliśmy całą rodziną: babka, jej synowie, wnuki. Dla nas, najmłodszego pokolenia, było to wejście do mitycznego miejsca, które znaliśmy tylko z rodzinnych opowiadań. Przez lata widzieliśmy jedynie szczyt dachu pałacu widoczny z drugiego brzegu Narwi. Teraz nasza dziecięca ciekawość wreszcie została zaspokojona. Dla ojca, jego braci, a przede wszystkim 80-letniej babki, która mieszkała w pałacu, wizyta była silnym przeżyciem. Nie odnalazła ogrodu różanego, który miała tu przed wojną. Do budynku nie chciała wchodzić. Życzliwa pani dyrektor, dbając o dobrą atmosferę, chciała nam opowiedzieć coś o powojennych losach pałacu. Pamiętam, jak w pewnym momencie wskazała na jedno z okien z balkonem. „Tam był ulubiony pokój generała Jaruzelskiego. Pisał tu w latach 80. swoje pamiętniki” – powiedziała. – Na nieszczęście był to również pokój mojej babci, która już nabrała pewności, że tam nie wejdzie – relacjonuje pierwszą wizytę w pałacu.

[srodtytul]Proces z III RP niehonorowy[/srodtytul]

Radziwiłłowie, inaczej niż większość byłych właścicieli, nie podjęli w latach 90. żadnych kroków prawnych, aby odzyskać nieruchomość.

– Po 1989 r. żyliśmy w przekonaniu, że ustawa reprywatyzacyjna to jedynie kwestia czasu. Tym bardziej że wszystkie ugrupowania postsolidarnościowe deklarowały zwrot majątków. Wszyscy byliśmy wtedy pełni entuzjazmu. Jeden z moich stryjów uważał nawet, że należy zaniechać wszelkich działań związanych z odzyskaniem pałacu. Dla niego domaganie się od wreszcie wolnej Rzeczypospolitej czegoś, co zabrali komuniści, było niestosowne, wręcz niehonorowe. Do końca wierzył, że państwo samo odda. Tak się nie stało do dziś – opowiada Dominik Radziwiłł.

W efekcie rodzina rozpoczęła walkę o zwrot pałacu dopiero przed dwoma laty. Zachęciła ich deklaracja premiera Donalda Tuska, że rząd zgodnie z ideą taniego państwa chce się pozbyć kosztownych ośrodków, w tym Jadwisina.

We wniosku do wojewody mazowieckiego przekonywali, że zespół parkowo-pałacowy niesłusznie został objęty reformą rolną, gdyż na jego terenie nie była prowadzona żadna działalność rolnicza, a pałac pełnił jedynie funkcję reprezentacyjną. Odpowiedź była negatywna, a jej uzasadnienie wręcz kuriozalne.

„Próby odmiennego interpretowania ówczesnych przepisów, jakkolwiek wychodzące naprzeciw postulatom wynikającym z celów, jakie stawia sobie demokratyczne i praworządne państwo, prowadzą w istocie do wypaczenia nie tylko ich treści, ale i celów, jakie stawiał przed nimi historyczny ustawodawca” – napisał wojewoda mazowiecki.

– To było jak policzek – burzy się Michał Sobański, który wspiera rodzinę w walce o odzyskanie nieruchomości. – Wojewoda powiedział, że należy szanować decyzje historycznego ustawodawcy, którego jedynym celem było zniszczenie prywatnej własności.

Radziwiłłowie odwołali się od decyzji wojewody do ministra rolnictwa. Odpowiedź jeszcze nie nadeszła.

[srodtytul]Ostatni bal[/srodtytul]

14 marca 1939 r. warszawska prasa szeroko relacjonowała wielkie wydarzenie towarzyskie: ślub i przyjęcie weselne w pałacyku przy Al. Ujazdowskich 13. Dzień wcześniej Feliks Sobański wydał swoją córkę Ludwikę za Alfreda Tyszkiewicza. Na bal przybyła arystokracja z całego kraju. Były też wybitne postaci życia politycznego II RP, a wśród nich płk Józef Beck, szef MSZ, a także ambasadorowie USA i Węgier. Bawiono się tylko jedną dobę. Nazajutrz nowożeńcy wyruszyli w podróż poślubną do Paryża.

Było to ostatnie przyjęcie w pałacu. Kiedy pół roku później czołgi Wehrmachtu wjechały do Warszawy, kwartał przy Al. Ujazdowskich został przekształcony w dzielnicę niemiecką. W pałacu utworzono restaurację Palais Royal – miejsce hucznych zabaw nowych gospodarzy. Rodzinie nowe władze pozwoliły zamieszkać w jednej z oficyn.

Sobańscy wywodzą się z miejscowości Sobanice koło Płońska. Już w połowie XVIII w. byli jedną z najbogatszych rodzin w Polsce. Spory majątek przyniosła im produkcja cukru w 11 cukrowniach na Podolu i 100 tys. ha czarnoziemu. W 1880 r. Feliks Sobański (1833 – 1913) za zasługi dla Kościoła uzyskał od papieża Leona XIII tytuł hrabiowski. Cztery lata wcześniej został właścicielem rezydencji w Warszawie. W okresie międzywojennym mieszkał tu syn Feliksa – hrabia Michał Sobański z żoną Ludwiką i ich dzieci.

W pałacu często odbywały się bale z udziałem najwybitniejszych postaci życia politycznego i artystycznego. W rozległym ogrodzie rodzina wytyczyła aleję Przyjaciół, przy której przyjaciele sadzili drzewa.

Podczas kryzysu gospodarczego Michał (1890 – 1965) popadł w kłopoty finansowe, musiał sprzedać część ogrodu przyległego do pałacu. Z czasem w miejscu alei Przyjaciół stanęły luksusowe wille. Nazwa alei jednak przetrwała do dziś.

Po wyzwoleniu Warszawy przez Armię Czerwoną nowy rząd wydał dekret, na mocy którego na własność państwa przeszły wszystkie nieruchomości w obrębie stolicy.

Sobańscy stracili rezydencję. Zakazano im się też zbliżania do pałacu. Część rodziny zmuszona była do emigracji do Stanów Zjednoczonych, Argentyny i Francji. Do Warszawy wróciła jednak Ludwika. Jej sytuacja materialna była ciężka. Próbowała sił w aktorstwie, dorabiała też jako kelnerka. Borykała się z szykanami władz. Jednocześnie rodzina rozpoczęła starania o zwrot nieruchomości.

– Dziadek nigdy się nie pogodził z utratą pałacyku – opowiada wnuk Michała. – Przez całe lata słał listy do najwyższych przedstawicieli PRL z Cyrankiewiczem i Jaroszewiczem na czele. Pisał, że żyje na 30 metrach, chciał, żeby państwo umożliwiło mu zamieszkanie chociaż w jednej z oficyn pałacu. Przychodziły lakoniczne odpowiedzi – opowiada.

Pałac miał już tymczasem nowych lokatorów. Zadomowiła się tu szkoła muzyczna, później siedziba Frontu Jedności Narodu, aż w końcu Polskiego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Swoje pokoje mieli też komunistyczni dygnitarze, m.in. Stanisław Ciosek.

W 1984 r. zmarł Michał Sobański, syn Michała i Ludwiki. Rodzina nie zrezygnowała jednak z walki o rezydencję. W 1988 r. zapadł pierwszy korzystny dla niej wyrok przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Było to jednak ciągle za mało, aby odzyskać nieruchomość.

[srodtytul]Pałacyk wielu partii [/srodtytul]

W wolnej Polsce odżyły nadzieje na szybki zwrot nieruchomości.

– Byliśmy wtedy przekonani, że uchwalenie odpowiedniej ustawy reprywatyzacyjnej to kwestia czasu. Szybko jednak dostaliśmy zimny prysznic – opowiada Sobański.

Ulokowany blisko instytucji rządowych pałacyk stał się bowiem ulubioną siedzibą wyrastających jak grzyby po deszczu ugrupowań prawicowych. Za zgodą Stanisława Wyganowskiego, prezydenta Warszawy, rozgościł się tu najpierw Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie, później lokatorów przybywało w zastraszającym tempie. Łącznie wprowadziło się tu 11 ugrupowań: Krajowa Konfederacja Komitetów Obywatelskich, Chrześcijański Ruch Obywatelski, Akcja Polska, Liberalno-Demokratyczna Partia Niepodległości, Niezależne Forum Liberałów, Ruch Opcja Ludowo-Agrarna Rola Piotra Baumgarta, Porozumienie Ludowe, Polska Partia Ojcowizna Romana Bartoszcze, Sekretariat Ugrupowań Centroprawicowych, Ruch dla Rzeczypospolitej Jana Olszewskiego (wprowadził się do pałacyku w nocy 4 czerwca 1992 r.) i Ruch dla Rzeczypospolitej Romualda Szeremietiewa.

W budynku rezydowały też biura poselskie, m.in. Antoniego Macierewicza, Gabriela Janowskiego i Zbigniewa Romaszewskiego i różnego rodzaju fundusze ochrony środowiska, poszkodowanych, współpracy ze Wschodem itp. Zagościli tu również dyplomaci z Ukrainy i Litwy, a później w jednej z oficyn Instytut Lecha Wałęsy.

Głównym najemcą był Ruch dla Rzeczypospolitej, który podnajmował pokoje innym ugrupowaniom.

– I to właśnie szef RdR odarł nas ze złudzeń – opowiada Michał Sobański, opisując spotkanie w pałacu z Szeremietiewem. – Powitał nas ciepło, przyznał, że byłym właścicielom należy zwracać, zwrócił jednak uwagę, że dekret Bieruta wciąż obowiązuje. Byliśmy w szoku. Bo oto usłyszeliśmy, że niepodległościowa partia sankcjonuje dokument wymyślony w Moskwie przez Stalina.

[srodtytul]Bitwy pałacowe[/srodtytul]

Szybko w pałacu zaczyna dochodzić do skandali i kłótni między lokatorami. Sytuacja zaostrzyła się po rozpadzie RdR na część Szeremietiewa i Olszewskiego. Brakuje pieniędzy na remont. Budynek był w fatalnym stanie. Lokatorzy coraz niechętnej płacili też rachunki. W rezultacie zakład energetyczny kilkakrotnie odcinał prąd, milkły też telefony. Lokatorzy wieczorami siedzieli przy świeczkach.

Zaczęło dochodzić też do awantur, m.in. wtedy, gdy Szeremietiew nakazał wymianę zamków w biurze Olszewskiego. Interweniowała policja. Zwaśnione strony zasypywały prokuraturę zawiadomieniami o popełnieniu przestępstwa oraz o ściganiu sprawców politycznych.

Sobańscy cały czas walczyli o pałac. Mimo kolejnych decyzji sądu władze Warszawy pozostawały niewzruszone. Tymczasem wokół nieruchomości zaczęli kręcić się powracający z emigracji biznesmeni zainteresowani zakupem. Jednym z nich był przybysz z Australii Ryszard Opara, który wkradł się w łaski Szeremietiewa. Zaczął dążyć do przejęcia pałacu, rozpoczął nawet remont. Ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.

W 1995 r. z ofertą odkupienia roszczeń zgłosił się również Jan Wejhert, przyszły współwłaściciel koncernu medialnego ITI. – Negocjacje trwały kilka miesięcy. Na sprzedaż, nawet po znacznie niższej cenie, naciskały siostry mojego dziadka, które miały już po 80 lat i były w ciężkiej sytuacji materialnej – mówi Sobański.

Ostatecznie rodzina sprzedała roszczenia do pałacyku za jedną trzecią jego ówczesnej wartości.

– Po podpisaniu umowy Wejhert zapłacił i w marcu 1997 r. odzyskał w cztery miesiące to, czego nam nie udało się przez 50 lat. To wzbudziło nasze zdziwienie i żal – mówi Michał Sobański.

[srodtytul]Lesko: da capo al fine[/srodtytul]

Wieloletnią batalię o zwrot zespołu pałacowo-parkowego w Lesku prowadzi rodzina Krasickich.

Przed wojną w skład rodowej nieruchomości wchodziły zamek, park, folwarki i 5 tys. ha lasów.

W 1945 r., podobnie jak setki innych, została znacjonalizowana na mocy dekretu o reformie rolnej. Położona nad Sanem, ma szczególną historię. Od XV w. broniła tych rejonów Podkarpacia m.in. przed atakami Tatarów i Szwedów. Z czasem popadła w ruinę. Krasiccy weszli w posiadanie tego majątku na przełomie XVIII i XIX w. Młody wówczas Edmund Krasicki, ze swoim przyjacielem, poetą Wincentym Polem rozpoczęli dzieło odbudowy według projektu tego ostatniego. Po dwóch latach zamek stał się siedzibą rodową Krasickich.

W latach międzywojennych część obiektu została przekształcona w publiczne muzeum i była nim do wybuchu II wojny światowej, kiedy to Lesko zajmuje Armia Czerwona. August z żoną Izabelą i trójką dzieci musi uciekać.

Wnętrze zostaje zdewastowane. Po wojnie w znacjonalizowanym obiekcie działa internat, organizowane są też kolonie. Brakuje jednak pieniędzy na remont. Sytuacja zmienia się w połowie lat 50., kiedy to władze postanawiają oddać nieruchomość na cele domu wczasowego kopalni węgla Makoszowy w Zabrzu. W latach 70. nowi właściciele remontują obiekt, nie zważając jednak na wymagania konserwatorskie.

W latach 80. zamek przechodzi w ręce Gliwickiej Agencji Turystycznej – instytucji zarządzającej blisko 100 obiektami socjalnymi dla pracowników śląskich kopalń. Po 1989 r. podejmowane są próby sprzedaży zamku. Bezskutecznie, gdyż obciążony jest roszczeniami byłych właścicieli żądających jego zwrotu. Rozpoczynają się długotrwałe procesy wyniszczające dla obu stron, a szczególnie dla nieruchomości, gdyż coraz mniej osób jest zainteresowanych jej remontem.

Scenariusz prawno-administracyjnego sporu o zamek od dziesięciu lat jest taki sam. Byli właściciele drogą administracyjną zwracają się do wojewody o zwrot nieruchomości, a ten odmawia. Od jego decyzji przysługuje odwołanie do ministra rolnictwa, ten jednak zazwyczaj jest podobnego zdania jak wojewoda. Poszkodowani skarżą więc decyzję ministra do sądów administracyjnych, które uchylają jego decyzje, uznając racje poszkodowanych. Sprawa wraca do ponownego rozpatrzenia przez wojewodę, który wyszukuje kolejne argumenty uzasadniające swoją odmowną decyzję. I tak już czterokrotnie.

Urzędnicy nie biorą pod uwagę argumentów rodziny podważających zasadność odebrania im nieruchomości. Krasiccy przekonują, że była ona zajęta dekretem o reformie rolnej, mimo że był to majątek leśny.

Dekret o reformie rolnej przejmował automatycznie na własność Skarbu Państwa majątki powyżej 50 ha. Zajęta nieruchomość była przejmowana na powiększenie areału gospodarstw małorolnych, a budynki na cele rolnicze, np. młyny, technika rolnicze itp. Zupełnie inaczej skonstruowany był dekret o lasach. Zakładał nacjonalizację areałów leśnych większych niż 25 ha. Wymagało to jednak każdorazowo decyzji administracyjnej i protokołu przejęcia danego obszaru leśnego.

– We wniosku staramy się także udowodnić, że nie było związku funkcjonalnego między zamkiem a majątkiem leśnym. Dostarczamy wielu dowodów, m.in. że jeszcze przed wojną była to wyłączona z majątku parcela miejska, zarząd majątkiem był zupełnie gdzie indziej, że było tam muzeum itd. – mówią przedstawiciele rodziny Krasickich.

Odmowne uzasadnienia wojewody są groteskowe. Urzędnicy piszą m.in., że w zamku przebywało od siedmiu do dziesięciu koni cugowych i udowodnione jest, że były one karmione sianem pochodzącym z majątku. To według nich dowodzi, że związek między zamkiem a majątkiem jednak istniał.

Samo pojęcie „związek funkcjonalny” wzięło się z orzeczenia Sądu Najwyższego, który w jednej z uchwał stwierdził, że jeżeli nie było takiego związku, nieruchomości należy zwracać. Sąd chciał w ten sposób zrobić wyłom w orzecznictwie dotyczącym wykonywania reformy rolnej. Niestety jest to pojęcie dość pojemne, co łatwo wykorzystują urzędnicy. Spór trwa w najlepsze.

[srodtytul]Końca nie widać[/srodtytul]

Mimo upływu 20 lat sprawa reprywatyzacji stoi w miejscu. Żaden rząd nie był w stanie przeforsować ustawy, która zwróciłaby majątki byłym właścicielom. Kolejne projekty okazywały się bublami prawnymi, które nierzadko wypaczały sens reprywatyzacji.

Tak jest także z ostatnim projektem ustawy przygotowanym przez rząd Donalda Tuska. Projekt nie zakłada zwrotu majątków w naturze, lecz bliżej nieokreślone rekompensaty. Tymczasem państwo administruje ponad 1000 zabytkowych dworów i pałaców. Część z nich niszczeje, gdyż gminy nie mają pieniędzy na ich utrzymanie. To jednak żaden argument dla urzędników tworzących nowe przepisy.

– Nie jest to ustawa reprywatyzacyjna. Nie została przyjęta zasada zwrotu mienia w naturze. Tym samym pozostające w gestii Skarbu Państwa i samorządów zespoły dworsko-parkowe dalej będą popadać w ruinę. Lokalne władze zwykle nawet nie zabezpieczają obiektów. A te, pozbawione opieki właściciela, rozsypują się. Minister kultury nie protestuje.

– Czy nie lepiej oddać majątek‚ który dla Skarbu Państwa stanowi obciążenie? Proponowana w ustawie rekompensata w formie pieniężnej obciążać będzie budżet. Po co? – pytało niedawno na łamach „Rz” Polskie Towarzystwo Ziemiańskie.

Nic więc dziwnego, że pozbawieni złudzeń byli właściciele ciągną batalie sądowo-administracyjne o zwrot nieruchomości. Z coraz lepszym skutkiem.

Państwo jednak nie daje za wygraną. Orzeczenia sądowe potwierdzające najczęściej prawa byłych właścicieli są bowiem nagminnie ignorowane przez urzędników. Ich determinacja bywa silniejsza od obowiązującej wykładni prawa.

6 września 1944 r. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wydał dekret o reformie rolnej. Na jego mocy setki tysięcy ludzi utraciło swoją własność. Oprócz gruntów w ręce państwa trafiły zabytkowe dworki, pałace, a nawet dzieła sztuki.

Byłym właścicielom zabroniono zbliżać się do znacjonalizowanych nieruchomości na odległość 50 km. Przez kilka miesięcy za złamanie tego zakazu groziła nawet kara śmierci.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla