– Od dobrych dziesięciu lat nie spotkałem się z opinią, że angielska kuchnia jest nieciekawa – powiedział mi nieco urażony Marcus Wareing, znany szef kuchni młodego pokolenia, kiedy zapytałam go, skąd bierze się rozziew między wizerunkiem kuchni brytyjskiej za granicą a jej aktualną kondycją.
39-letni Wareing karierę zawodową zaczął robić w czasach, kiedy brytyjskie media były już tubą promotorów nowego żywienia i zmieniały myślenie o jedzeniu całej nacji. Efekty widać w supermarketach, w księgarniach na regałach z literaturą kulinarną i w restauracjach. Brytyjczycy gotują na potęgę, jedzą lokalne produkty o oznaczonym miejscu pochodzenia i sposobie wytworzenia, przyrządzone w wersji light.
[srodtytul]Fish & chips od święta [/srodtytul]
– 100 lat temu nie mieliśmy żadnej kultury jedzenia – przyznaje ten sam Marcus Wareing, który w 2006 r. wygrał konkurs na deser podany na uroczystości z okazji 80. urodzin królowej.
Z krótkimi przerwami od 1918 r. do 1954 r. w Wielkiej Brytanii obowiązywało racjonowanie podstawowych produktów. Wyłączone z niego były ryby i ziemniaki. Popularny i podstawowy zestaw angielski – smażona ryba i frytki – "wynaleziono" w 1860 r. w Oldham koło Manchesteru.