Przeciętny klient, idąc do sklepu po ubranie, niespecjalnie się przejmuje, czy na metce będzie polska nazwa. Zresztą nasi producenci robią wszystko, żeby się nie wydało, że są nasi. Polszczyzny boją się, jak diabeł święconej wody. Mało kto zatem wie (i chce wiedzieć), że Reserved, Leo Lazzi, House, Cropp Town, Caterina, Hexeline to biznesy rodzimego pochodzenia.
Snobami jesteśmy nie tylko my. Pewna polska firma (obiecałam nie ujawniać), która ma sklepy w Rosji, uchodzi tam za firmę włoską i pilnie strzeże swojej tajemnicy. Gdyby klienci dowiedzieli się prawdy, groziłoby to gwałtownym spadkiem sprzedaży... Włoski mit mody działa na wyobraźnię. Armani, Prada... Skądinąd dziwne, że nie używa się nazw francuskich – przecież zawsze stolicą mody był Paryż. Ale teraz jest faza Włochów. A może francuskie nazwy są za trudne do wymówienia?
[srodtytul]Perfumy bojowe[/srodtytul]
W odróżnieniu od dużych firm, indywidualni projektanci pozostali przy własnych nazwiskach. Odbyło się ostatnio kilka pokazów mody, więc dowiedziałam się, co piszczy w naszym biznesie. Pokazów jest coraz mniej, bo to kosztuje, a polska moda nie zarabia na siebie produkcją galanterii i perfum, jak zagraniczna.
[wyimek]Celebrytki lądowały w awionetkach, wyświetlano stare filmy na ścianach hangaru [/wyimek]