[wyimek][b][link=http://www.facebook.com/?ref=home#!/pages/Zwierzeta-i-Ludzie-na-rppl/109910682386305" "target=_blank]Zaciekawiła Cię ta informacja? Dołącz do nas! "Polub" serwis Zwierzęta i Ludzie na Facebooku :)[/link][/b][/wyimek]
Przez dwa tygodnie od zainstalowania "kocich drzwiczek", moje zwierzęta prezentowały opór bierny. Wyszły ze słusznego skądinąd założenia, że do tej pory do otwierania wszelkich otworów służył człowiek. Skoro tak dobrze służył, to po co to zmieniać. Zdecydowanie lepiej "nie zauważać", że Dwunożny poświecił drzwi wejściowe dla wątpliwej urody drzwiczek. Drzwi wejściowe w obarczonej kredytem posesji oczywiście.
Kolejne dwa tygodnie to czas oporu czynnego. Koty zetknęły się z twardą rzeczywistością i ludzkim uporem. Mimo usilnych starań i działań odwetowych (czytaj: pazury w akcji), musiały się poddać.
Najcięższe były noce. Dotychczas trzeba było wstać tylko 7-8 razy, żeby kota wypuścić, wpuścić, drugiego wpuścić, oba wypuścić, wpuścić i złapać podarowaną mysz, wypuścić, wpuścić, nakarmić... - trzeba pomnożyć przez zmienna charakterną.
Koty są trzy, więc pobudek wychodzi sporo, ale po co zniechęcać potencjalnych właścicieli kotów. Teraz doszła dodatkowa atrakcja. Trzeba chętnego do wyjścia delikwenta przemocą przecisnąć przez drzwiczki, a tego który chce wejść skusić parówką lub świeżą wołowinką, żeby wszedł. Trochę rozumiem koty, że wolały być normalnie wypuszczone, bo teraz muszą się kocią twarzą przeciskać przez plastikową klapkę. Perfidia ludzka jednak nie zna granic i koty musiały wiedzę przyswoić i zastosować w praktyce.