Ten anglosaski styl rozśmieszania od roku zdobywa fanów w stołecznych klubach. Jego adepci w Polsce stają przed mikrofonem i opowiadają dowcipy, często kontrowersyjne, m.in. o homoseksualnych wątkach bajek Disneya czy pedofilii w Kościele. Stand-up na małym ekranie nudzi, zamiast śmieszyć, ale dzięki telewizji może stać się popularny poza Warszawą.
Pierwszy odcinek "Comedy Central prezentuje Stand-up" okazał się klapą – dwóch uczestników, zamiast rzucać żart za żartem, z nerwów popijało co chwila wodę. Druga odsłona programu wypadła lepiej – młody komik Maciej Adamczyk dowcipnie opisał wojnę płci.
Show Polsatu „Zabij mnie śmiechem" miał być robiony na luzie i bez fajerwerków. W każdym odcinku występuje pięciu komików amatorów, a telewidzowie decydują, który przechodzi do następnego etapu. W przeciwieństwie do "Jak oni śpiewają?", zrezygnowano z kiczowatych strojów, obrotowych scen i efektów specjalnych. Przesadzono jednak z ascezą – scenografia przypomina warsztat krawiecki. Stacja zepsuła świetny pomysł na program, rzucając na wizję przebrzmiałe gwiazdy. Posady jurorów dostali nieśmieszny Cezary Pazura i ograny Jerzy Kryszak. Prowadzący Tomasz Kammel i Mariusz Kałamaga prześcigali się w sypaniu kiepskimi żartami. Bezsprzecznie wygrał Kammel. Humor byłego prezentera TVP krążył wokół narządów płciowych.
Casting, robiony w kilku miastach, okazał się katastrofą. Troje z uczestników pierwszego odcinka nigdy nie powinno znaleźć się na wizji; tym bardziej że show leciał na żywo. Mężczyzna wystylizowany na polskiego chłopa mamrotał coś pod nosem. Rubaszna kobieta w różowych butach na obcasie nie wiadomo dlaczego flirtowała z publicznością. A człowiek o pseudonimie „Krejzol" po kilku niezrozumiałych wygibasach na parkiecie został zdjęty ze sceny.
Program od kompromitacji uratowało dwóch ostatnich uczestników. Kacper Ruciński z werwą godną amerykańskiego komika opowiadał o imprezowym życiu – „W nocy wracałem od kolegi cztery godziny. Nie wiem dlaczego – mieszka nade mną". Salwy śmiechu wywołała Aleksandra Petrus, żartując ze swojego niskiego wzrostu. Zaczęła od przestrogi: „Nie pytajcie mnie, czy jestem pomocnikiem św. Mikołaja". Widzom spodobały się jej dowcipy i w wyniku SMS-owego głosowania przeszła do kolejnego etapu. Jej obecność nie poprawi jednak programu, ponieważ jego twórcy stawiają na cyrk z celebrytami, a nie na inteligentny humor.