- Przez chwilę miałam kontakt telefoniczny z córką, złapała zasięg gdy mijał ich duży statek. Powiedziała, że wszyscy czują się bardzo dobrze - powiedziała "Rz" Sylwia Kromka, mama Alicji, uczestniczki rejsu. - Ala cały czas podkreślała, że nie ma mowy o czymś takim jak trauma, czy zła kondycja psychiczna. Nastroje siadły dopiero w momencie gdy gruchnęła wiadomość, iż ich niefortunna przygoda na Atlantyku oznacza koniec rejsu.
Rodzicom nikt z organizatorów wyprawy nie przekazał na razie takich informacji.
Żaglowiec "Fryderyk Chopin" ma połamane dwa maszty oraz bukszpryt i jest odholowywany do Falmouth. Nastolatki nie wychodzą na pokład. Kapitan Krzysztof Baranowski, autor Szkoły pod Żaglami, jest w drodze do nich.
Nie wiadomo również, jak długo może potrwać remont i naprawa masztów. Katarzyna Zając, dyrektor generalna Szkoły Wyższej Prawa i Administracji, właściciela żaglowca, zapewniała "Rzeczpospolitą", że dołożą wszelkich starań by młodzież ukończyła ten rejs. By tak mogło się stać, musiałby znaleźć się dodatkowy sponsor, który pomógłby w szybkiej naprawie statku.
Jak powiedziała matka Alicji, dalsza część rejsu - od Gibraltaru przez Wyspy Kanaryjskie aż po Karaiby - była postrzegana przez młodzież jako nagroda po trudach na Bałtyku, Morza Północnego i zimnej aury Atlantyku.