– Złamano wszystkie zasady kształtowania zabudowy w terenie górskim. Te wieżyce, łuki nad wejściem, doklejone spadziste daszki, wszystko przeskalowane. To nieudolne naśladownictwo architektury uzdrowiskowej, które przy takiej kubaturze jest niedopuszczalne – mówi „Rz” dr Anna Bocheńska-Skałecka z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, znawca architektury Karkonoszy i Sudetów.
Hotel Gołębiewski o powierzchni Pałacu Kultury w Warszawie stanął w sąsiedztwie starej regionalnej architektury uzdrowiska, u stóp najwyższego szczytu w Karkonoszach. Ma dziewięć pięter, podziemny parking na 600 miejsc, 880 pokoi, 32 sale konferencyjne (największe po 1600 i 1900 mkw. i o wysokości 9 m).
[srodtytul]Co widać z parkingu[/srodtytul]
Z wyciągów na Kopie i z Górnego Karpacza narciarze oglądają 3 ha połyskującej w słońcu blachy trapezowej, którą pokryto dach. Choć miał być łupek.– Dachówkę zamontowano na tych częściach dachu, które widać z parkingu – broni pomysłu Tadeusz Gołębiewski.
– Hotel nastawia się na gości, dla których widok z parkingu będzie jedynym widokiem z Karpacza – komentuje dr Bocheńska-Skałecka. – Ale przestrzeń jest wartością wspólną. Ten budynek narusza krajobraz w sposób nieodwracalny, to dotyka całej społeczności. Szczególnie ważna w górach jest tzw. piąta elewacja, czyli dach, który widać z okolicznych wzniesień. Wie to każdy architekt. Tylko że tu architektem był sam Gołębiewski.