– Zwierzęta same nie powiedzą, że dzieje im się krzywda. Musimy im pomóc – mówi Ulki Kurek, koordynatorka warszawskiego Marszu (NIE) Milczenia. Stop przemocy wobec zwierząt.
Demonstracja jest odpowiedzią na ostatnie historie bestialskiego traktowania zwierząt. Kroplą, która przelała czarę goryczy, były wydarzenia w Lipnicy Małej, gdzie mężczyźni przywiązali do samochodu suczkę rasy husky. Jeździli z nią tak długo, aż psu odpadła głowa. – Głośno było też o innych okrutnych sprawach: podpaleniu psa Kuby, dręczeniu kotów, ginącego pod kołami pociągu owczarka – wymienia Kurek.
I dodaje, że prokuratura zbyt często umarza sprawy dotyczące znęcania się nad zwierzętami, a sądy wymierzają zbyt niskie kary. – Jeśli będziemy głośno mówić o łamaniu praw zwierząt, to wtedy wymiar sądowniczy przestanie ignorować barbarzyńskie ich traktowanie – uważa Kurek.
Dlatego w trakcie marszu będą zbierane podpisy pod projektem ustawy o ochronie zwierząt przygotowanym przez Koalicję dla Zwierząt. Dotychczas zebrano 65 tys. podpisów.
Cześć manifestantów promowała także weganizm, czyli niespożywanie żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego. Na ich transparentach widniały hasła: "Mleko - produkt przemocy i cierpienia"; "Stop wywożeniu koni na rzeź"; "Zoo to więzienie i cierpienie" oraz "Świnie czują tak jak psy i koty".