Pokazywany w sobotę spektakl „JJ's voices" w choreografii Benoita Lachambre'a pokazał, jak mocno zagubiona jest generacja X. Jak nie umie odnaleźć się w chaosie współczesności.
Tancerze „otoczeni" byli nie tylko przez tytułowy głos Janis Joplin (była tu symbolem emocjonalnej muzyki lat 60.), ale także przez rozrzucone na scenie, zapisane na tabliczkach słowa („medialny", „internetowy" „szum informacyjny"). Nie stanowili – jak w epoce dzieci kwiatów – grupy. Działali parami, trójkami lub pojedynczo. Ze smutkiem patrzyło się, jak szarpali się ze swoimi emocjami, skrywając twarze i ciała pod bluzami z kapturami. A gdy tylko – samotnie – pozbawiali się swoich „zbroi", okazywali się ludźmi czującymi, nawet nadwrażliwymi.
Szkoda tylko, że w teatrze Rampa było tak złe nagłośnienie – przez to głos Janis Joplin ginął gdzieś w tle muzyki.
Dobrze wypadł także Mancopy Dansekompagni w poniedziałkowym spektaklu „Cake & Consequences". Choreografem był Duńczyk Jens Bjerregaard, wykonawcami Tanzańczycy – Pili Hassan, Isack Peter i Kaabuka Msamiru. Oparta na improwizacji choreografia pokazywała swoistą walkę wykonawców o przejęcie przestrzeni wyznaczonej na scenie wężem świetlnym. Świetnie sprawdziła się w tym „sporze" Pili Hassan, szczególnie w finałowym, wyrazistym solo. To ona władała całym polem gry, co miało dla niej zapewne dodatkowy wymiar, zważywszy na fakt, że w Tanzanii większość tancerzy to mężczyźni.
Impreza trwa do 2 lipca.