Warto debiutować później

Rozmowa | Janusz Kijowski, dyrektor programowy festiwalu Młodzi i Film

Aktualizacja: 30.08.2011 18:38 Publikacja: 30.08.2011 18:37

Warto debiutować później

Foto: Archiwum

Rz: W tym roku przegląd w Koszalinie odbędzie się po raz 30. Czy pan i współpracownicy szykujecie urodzinową fetę?

Janusz Kijowski:

Rocznica jest okrągła, jednak z tej okazji nie rozwiniemy czerwonych dywanów. Nie interesuje nas jubileuszowe zadęcie i pompa, z której słyną duże, międzynarodowe imprezy. Stawiamy na skromność.

Najważniejsze, że od kilku lat Koszalin jest przyjaznym miejscem dla naszego kina. A zwłaszcza dla debiutantów. Rywalizują na poważnie, ale w serdecznej atmosferze. Bez frakcyjnych walk i zakulisowych gier. To jest największa wartość festiwalu, jego znak firmowy.

Formuła imprezy wielokrotnie ewoluowała. W latach 1989 – 1999 przegląd przestał nawet istnieć.

Bywało ciężko, przyznaję. Przypomnę, że w czasach Peerelu Koszalin miał być przeciwwagą dla festiwalu polskich filmów odbywającego się wtedy w Gdyni i Łagowa, gdzie integrowało się nasze środowisko. Władza liczyła zapewne, że poprzez nowy festiwal podporządkuje sobie filmowców. Na szczęście to się komunistom nie udało. Nastrój imprezy narzucali bowiem artyści, a nie partyjni bonzowie.

Tu swoje pierwsze obrazy pokazali m.in. Krzysztof Zanussi, Agnieszka Holland i Krzysztof Kieślowski. W hołdzie dla ich filmów, które wryły się w historię naszej kinematografii, organizujemy sekcję „Debiuty trzydziestolecia". W zestawie będzie także – choć nie z mojej inicjatywy – mój debiutancki „Indeks". Nie było go na festiwalu w 1977 roku, bo został zarekwirowany przez cenzurę.

„Indeks" miał wyboistą drogę na ekrany – przeleżał na półce cztery lata. Czy teraz, bez cenzorskiej ingerencji, łatwiej jest debiutować?

Może łatwiej jest nakręcić film, ale już nie pokazać go publiczności. Bariery są od lat te same. Brakuje środków na promocję młodych talentów. Szwankuje dystrybucja. Bywa, że młodzi reżyserzy czekają latami na firmę, która zaryzykuje pokazanie ich obrazu na ekranach. Jednak nawet wtedy są to kina studyjne. Taki los debiutanta.

Ile obejrzał pan filmów podczas tej selekcji

?

Jak zwykle około 250 tytułów – w tym długometrażowe, krótkie fabuły, animacje i dokumenty.

Jaka jest jakość tych produkcji?

To nie są dzieła wybitne. Jednak, choć może to dziwnie zabrzmi w ustach takiego zgreda jak ja, z roku na rok rośnie moje zainteresowanie debiutami. Ich twórcy ciekawie używają języka filmowego. Nie chcą odwzorowywać świata w skali 1:1. Opisują go za pomocą metafory, jakby poszukiwali syntezy rzeczywistości.

Mam wrażenie, że kino zatoczyło duży krąg i wraca do czasów, gdy liczyła się filozoficzna refleksja. Widzę, że młodzi próbują – w sensie artystycznym – podążać drogą wytyczoną kiedyś przez wielkich wizjonerów i intelektualistów: Ingmara Bergmana, Wojciecha Jerzego Hasa, Luisa Bunuela. Tworzą filmy w kontrze do nurtu komercyjnego, który stał się synonimem złego gustu. Zależy im na nawiązaniu kontaktu z widzem – wymianie myśli, idei, emocji. Nawet w przypadku nieudanych przedsięwzięć widać ambitny zamiar.

W tej sytuacji może warto podnieść debiutantom poprzeczkę i kwalifikować do walki o Jantary tylko najlepsze obrazy? Na wzór tegorocznej Gdyni stworzyć w Koszalinie ekstraklasę młodego kina?

Nasz festiwal ma odzwierciedlać prawdziwą kondycję polskiej kinematografii, a nie koloryzować rzeczywistość. Dlatego pokazujemy również filmy, w których ambicja wzięła górę nad warsztatem i rozsądkiem. To nie znaczy,

że selekcję tytułów traktujemy z przymrużeniem oka. Tyle że ważniejsze od wyśrubowanych kryteriów oceny jest zaprezentowanie szerokiej gamy obrazów, które pokażą, w jakim kierunku zmierza polskie kino. Nie dzielimy więc produkcji na profesjonalne i amatorskie. Samouk też ma szansę zaprezentować swój tytuł na festiwalu.

Dziś dyplom ukończenia szkoły filmowej nie jest tak istotny jak dojrzałość. A tę osiąga się z wiekiem. Warto więc debiutować później, bo jak się zrobi film za wcześnie i coś sknoci, to odium wpadki ciągnie się za człowiekiem.

Głównym motywem ubiegłorocznej imprezy było wskazanie producentów, którzy są partnerami dla reżyserów, zwłaszcza stawiających pierwsze kroki w zawodzie. Jakie będzie to hasło tym razem?

Likwidowanie niepotrzebnych podziałów. Zamierzamy skupić się na kondycji debiutantów i przyjrzeć zjawisku dzielenia się ich środowiska. Jedni należą do Koła Młodych przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Drudzy – do organizacji Stowarzyszenie Film 1,2. Powstałe między nimi rowy trzeba zasypać. Dlatego poprosiłem Michała Chacińskiego o zorganizowanie debaty z udziałem zwaśnionej młodzieży. Lepiej się dogadać, niż podkreślać różnice.

Pamiętam, jak moje pokolenie – m.in. Falk, Holland i Kieślowski – poszło wspólną ławą, tworząc nurt kina moralnego niepokoju. Nikt z nas nie zatracił własnego charakteru pisma. Było nam łatwiej przebić się do świadomości widzów.

Co jest przyczyną obecnych podziałów?

Ani jedni, ani drudzy nie potrafią na to odpowiedzieć. Może w trakcie dyskusji na festiwalu dowiemy się, o co tak naprawdę chodzi.

rozmawiał Rafał Świątek

Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę