Rzecz ma charakter autobiograficzny – Patti cofa się tu do końca lat 60., kiedy to wraz z fotografikiem Robertem Mapplethorpem – trochę kochankiem, ale bardziej przyjacielem – pomieszkiwała w legendarnym hotelu Chelsea. Książka jest więc po trosze portretem ówczesnej nowojorskiej bohemy, spotykamy tu choćby Burroughsa i Ginsberga, ale w jeszcze większym stopniu uroczą opowieścią o uczuciu dwojga 20-latków, które wszechobecna sztuka w takim samym stopniu stymulowała, co czyniła toksycznym. —wl
Patti Smith, Poniedziałkowe dzieci, Czarne