Recenzja płyty: Music From Another Dimension - Aerosmith

Pierwsza od ośmiu lat studyjna płyta Aerosmith nie dorównuje największym osiągnięciom zespołu - pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 14.11.2012 08:25

Recenzja płyty: Music From Another Dimension - Aerosmith

Foto: materiały prasowe

Po przesłuchaniu „Music From Another Dimension!" nie wiadomo, czy się cieszyć czy smucić. Ostatecznie może lepiej to pierwsze, albumu mogło przecież w ogóle nie być.

Zobacz na Empik.rp.pl

Aerosmith nazywani niegdyś amerykańskimi The Rolling Stones zrobili wszystko, by powtórzyć ostatnie perypetie kolegów z Anglii. Wokalista Steven Tyler i gitarzysta Joe Perry kłócili się zażarcie jak Mick Jagger i Keith Richards – a może wręcz jak Kaczyński z Tuskiem.

Ten horror trwał kilka lat i miał kilka mocnych odsłon. Tyler, zmagając się z wieloma nałogami, żalił się publicznie, że koledzy nie odwiedzali go w szpitalu. Potem nie poinformował ich, że zgodził się na udział w „American Idol", co kolidowało z planami koncertowymi grupy. Napięcie sięgnęło zenitu, gdy Tylera miał zastąpić na tournée Lenny Kravitz, a Tyler w Led Zeppelin – Roberta Planta. Trzeba do tego doliczyć sztubacki wybryk Perry'ego, który podczas jednego z występów zepchnął wokalistę z estrady. Rejestracja tego żenującego zdarzenia biła rekordy oglądalności na YouTubie, ośmieszając zespół.

Ostatecznie jednak udało się wszystko posklejać i Aerosmith nagrali pierwszy studyjny album od „Honkin' On Bobo" (2004) z bluesowymi standardami, pierwszy od „Just Push Play" (2001) z premierowymi kompozycjami.

Już wtedy zespołowi starczało pary na dwadzieścia kilka minut muzyki. Teraz jest podobnie. Niestety, nie ma mowy o osiągnięciu poziomu z trylogii płytowej z przełomu lat 80. i 90. – „Permanent Vacations", „Pump" i „Get A Grip". Niemoc Tylera i Perry'ego widać już przez pryzmat listy kompozytorów albumu, którzy wspomagali zespół w studiu. Są wśród nich Marti Frederiksen, Russ Irvin, Jim Valance. Dzięki nim powstała ballada „What Could Have Been Love", dobra, ale zespół nagrał już lepsze, a teraz się powtarza. Nowością jest zaproszenie do „Can't Stop Lovin' You" amerykańskiej gwiazdy Carrie Underwood, która podkreśliła countrowy charakter piosenki. Świetny riff zagrał Perry. Generalnie jednak zamiast tytułowej „Muzyki z innego wymiaru" mamy raczej powrót do amerykańskiego grania z początku kariery zespołu. Takie kompozycje jak „Freedom Fighter" – śpiewa ją Perry – nie powinny znaleźć się na płycie. A niech sobie psuje solowe albumy.

Udział zewnętrznych kompozytorów dał też efekt „przeprodukowania" nagrań. Tak jest m.in. z „Beautiful", zlepionym ze zmieniających się motywów, do których dodano efekt pogłosu. Najbardziej może się podobać utrzymana w beatlesowskim stylu piosenka „Luv XXX", rozpoczęta uwerturą w stylu science fiction. Świetne „Oh Yeah" przypomina rock and roll The Rolling Stones.

Muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedno: obwieszeni błyskotkami i wypomadowani liderzy zespołu wyglądają na zdjęciach jak stare, śmieszne kokoty. Litości! Nie musicie być piękni: grajcie pięknie!

Po przesłuchaniu „Music From Another Dimension!" nie wiadomo, czy się cieszyć czy smucić. Ostatecznie może lepiej to pierwsze, albumu mogło przecież w ogóle nie być.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem