Lightning Bolt Pearl Jam

Pearl Jam wraca z pierwszym od czterech lat albumem studyjnym „Lightning Bolt”. Mocnym, zadziornym, a jednocześnie przebojowym.

Publikacja: 19.10.2013 00:26

Pearl Jam twierdzi, że tytuł nowej płyty m a być wyrazem buntu przeciw zależnościom społecznym i eko

Pearl Jam twierdzi, że tytuł nowej płyty m a być wyrazem buntu przeciw zależnościom społecznym i ekonomicznym

Foto: Universal Music Polska

– Nagranie tej płyty okazało się dla nas niezwykle trudne, ponieważ zrobiliśmy sobie przerwę, która wywołała szok w naszym systemie nerwowym – żartuje wokalista Pearl Jam Eddie Vedder. – Ale tak jak bywa w tego rodzaju sytuacjach, to, co przychodzi z trudem, ma dla nas większą wartość.

Zobacz na Empik.rp.pl

Eddie Vedder nie ukrywa, że nowa muzyka jest bardzo agresywna.

– To z pewnością konsekwencja coraz trudniejszej sytuacji w Ameryce. Wszyscy odczuwamy zwiększoną presję – tłumaczy lider.

Wolni jak słońce

Wiele piosenek z nowej płyty dotyka tematu śmierci i śmiertelności.

– To chyba najważniejszy temat, jaki nas nurtuje: chcemy tego czy nie, życie często upływa nam na rozmyślaniach o śmierci – mówi Vedder. – To nie jest wcale złe. W ten sposób bardziej odczuwamy znaczenie i sens życia. Nie da się też ukryć, że myśli o śmierci przychodzą wraz z procesem starzenia się. Pocieszam się, że choć lata płyną, nie czuję się źle. Bywało gorzej. Na pewno odmłodziły mnie dzieci. Dojrzewanie przechodziłem o wiele gorzej. Również dlatego, że przeżywałem starość rodziców i ich odchodzenie.

W przeciwieństwie do poprzednich płyt, które były nagrywane w aurze improwizacji – w studiu, lecz na żywo, tym razem muzycy przystąpili do sesji z wyselekcjonowanym, zweryfikowanym materiałem. Vedder nie ruszał się nigdzie bez sprzętu nagraniowego. Również dlatego, że, tak jak nigdy dotąd, wyłącznie na nim spoczęła odpowiedzialność za komponowanie płyty. Tylko w jednej piosence wspomógł go Mike McCready.

Vedder chciał, żeby mocne piosenki miały mocne przesłanie. Szukał tytułu, który był inspirowany grą słów, powstałą z nawiązania do płyty Soundgarden „Superunknown". Na początku wybór padł na „Superun-owned".

– Miałem na myśli stan wolności, której nikt nie może ograniczyć, zawłaszczyć –mówi wokalista.

Bunt przeciw nałogom

Ostatecznie jednak muzycy zdecydowali się na „Lightning Bolt". Tytułowy piorun wyraża gniew i oburzenie. Ma być symbolem buntu przeciwko zależnościom społecznym, ekonomicznym. Ale także nałogom. Lider Pearl Jam nie rzuca słów na wiatr. Zaczął dbać o siebie.

– Zrezygnowałem z picia i palenia non stop – mówi. – A jeszcze niedawno nie mógłbym tak powiedzieć... nawet o godzinie 11 rano.

Określając muzykę z dziesiątej płyty zespołu, Vedder, porównuje ją z „Vitalogy":

– Mamy szczęście w zespole, że nie ograniczamy się już konwencjami i możemy grać to, co chcemy. Dojrzeliśmy. Świetnie ułożyliśmy relację między sobą. Nie ma napięć wynikających z naszych obowiązków domowych i koncertowych. Nie dręczy nas już syndrom wiecznie nieobecnych w domu ojców.

Już pierwszy album Pearl Jam – „Ten" (1991) – dał zespołowi miejsce w panteonie sław rocka. Sprzedał się w ponad 10 milionach egzemplarzy i, obok „Nevermind" Nirvany, uważany jest za najważniejszą pozycję w muzyce przełomu ostatnich dwóch dekad  XX wieku.

Bezkonkurencyjni instrumentaliści odnowili tradycję grania błyskotliwych solówek, zapoczątkowaną przez Jimmiego Hendriksa. Krystalicznie czysto brzmiał głos Eddiego Veddera, który śpiewał o problemach młodych ludzi, gdyż znał je z autopsji.

Vadder szybko stał się guru nastolatków, a przez starszych był uważany za następcę Jima Morrisona. W tej roli obsadzali go zresztą podczas koncertów żyjący muzycy zespołu The Doors. Eddie Vedder pozostał jednak sobą. Lirycznym, witalnym i charyzmatycznym wokalistą, czerpiącym siłę z indiańskich korzeni.

Hipisowskie przesłanie

Grunge dawno się skończył, tymczasem Pearl Jam dalej tworzy własną, niepowtarzalna muzykę. Kiedy Bono z U2 myśli bez przerwy o tym, czym by tu jeszcze zadziwić świat, Eddie Vedder z kolegami po prostu gra mocne piosenki na scenie, którą zdobi skromny blejtram podświetlany tradycyjnymi światłami.

U2 winduje więc ceny biletów pod pretekstem aukcji charytatywnej nawet powyżej 1000 euro. Tymczasem Pearl Jam utrzymuje je na poziomie 40–50 euro i broni hipisowskiego przesłania rocka. Poważny stosunek do fanów i troska o to, by nie nabijać kabzy ich kosztem, od początku były bowiem naczelną zasadą muzyków.

Muzycy z Pearl Jam unikali też komercyjnych chwytów i piarowskich zagrywek. Idąc tropem Led Zeppelin, postawili na niezależność i siłę muzyki, na spójne albumy, a nie single spreparowane z myślą o listach przebojów.  A przed premierą płyty „Versus" (1993) muzycy nie zgodzili się na produkcję promocyjnych wideoklipów, by nie stać się maskotkami MTV.

Chcieli dotrzeć do ludzi słuchających muzyki świadomie. I zdobyli ich szacunek na całym świecie. Tylko w ciągu pierwszego tygodnia, pomimo braku wielkiej promocji, płyta rozeszła się w 950 tys. egzemplarzy.

Wynik był tym bardziej zaskakujący, że Pearl Jam zdecydował się na krok w amerykańskim show-biznesie samobójczy. Wytoczył wojnę Ticket- masterowi, monopolistycznej agencji dystrybuującej bilety. Oskarżył ją o zawyżanie cen wejściówek na koncerty, a także blokowanie dostępu tańszych agencji do amerykańskich stadionów i sal koncertowych, z którymi miała podpisane umowy na wyłączność.

Wszyscy artyści mówili o tym po cichu, ale nie śmiali wypowiedzieć się w tej sprawie publicznie. Tymczasem Pearl Jam skierował wniosek do sądu.

Proces trwał rok. Sąd uniewinnił Ticketmaster, jednak mimo to Pearl Jam uczynił wyłom w rynkowej zmowie, odmówił współpracy z monopolistą i podpisał umowę na koncerty z niezależną firmą ETM Entertainment Network. W ten sposób dał fanom szansę kupienia tańszych biletów. Dziś grupa artystów występujących przeciwko zawyżaniu cen przez Ticketmaster jest o wiele silniejsza, dołączył do niej m.in. Bruce'a Springsteena.

Także przy okazji wydania trzeciej płyty, „Vitalogy", muzycy zakpili sobie z reguł biznesu fonograficznego. Ponownie nie zgodzili się na produkcję wideoklipów, a ponadto postanowili wydać nagrania najpierw nie na CD, lecz na czarnej winylowej płycie.

Fani kupili 40 tys. winylowych krążków. A kiedy ruszyła dystrybucja kompaktów, w tydzień rozeszło się ich milion.

Uderzająca prostota

„Vitalogy" otworzyła kolekcję niemal bibliofilskich edycji albumów zespołu. Dzięki Pearl Jam muzyka przestawała być byle jak opakowanym towarem. Rozpoczęła się era digipacków, tekturowych okładek wzorowanych na dawnych longplayach. Dołączona do „Vitalogy" książeczka jest oryginalnym przetworzeniem encyklopedii anatomicznej  ludzkiego ciała.

Kolejnym graficznym majstersztykiem była okładka „No Code", tytuł zaś symboliczny. W świecie narastających podziałów, kodowanych dostępów i budowy sztucznej ekskluzywności zespół stawiał na otwartość.

Walcząc z pazernością fonograficznych koncernów, muzycy nie tolerowali piractwa. Do historii muzyki przeszła seria ich kilkudziesięciu albumów live, będących zapisem wszystkich koncertów w 2000 r. Dwa z nich zostały zarejestrowane w Katowicach.

Płyty nie miały żadnych znaków firmowych producenta, a także typowych dla komercyjnych wydawnictw naklejek z zapowiedzią przebojów. Był jedynie kod kreskowy, który uniemożliwił podbijanie cen przez sklepy muzyczne. Koperty wykonano z szarego papieru z odzysku. Dwie płyty sprzedawano w cenie jednej.

Najnowszy album kontynuuje linię muzyki niezależnej: został wydany przez firmę Pearl Jam, której jedynym celem jest dotarcie z muzyką do fanów. To takie proste. To takie wyjątkowe.

– Nagranie tej płyty okazało się dla nas niezwykle trudne, ponieważ zrobiliśmy sobie przerwę, która wywołała szok w naszym systemie nerwowym – żartuje wokalista Pearl Jam Eddie Vedder. – Ale tak jak bywa w tego rodzaju sytuacjach, to, co przychodzi z trudem, ma dla nas większą wartość.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Rebecca Makkai o słodko-gorzkim dzieciństwie w Ameryce
Kultura
Nowy stary dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie
Kultura
Sezon kultury 2025 w Polsce i Rumunii
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Kultura
Bestsellery Empiku: Sapkowski i „Wiedźmin" zwyciężają szósty raz, Dawid Podsiadło - siódmy
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”