Reklama

Czasami wystarcza prosta bajka

Świat z plakatów Rafała Olbińskiego efektownie ożył w „Czarodziejskim flecie" w Warszawskiej Operze Kameralnej.

Publikacja: 20.06.2019 18:27

Ingrida Gapova (Pamina) i Joanna Moskowicz (Królowa Nocy)

Ingrida Gapova (Pamina) i Joanna Moskowicz (Królowa Nocy)

Foto: WOK

Przedstawienie jest wizualnie ładne, atrakcyjne i przyjazne dla widza, a to nieczęsto się przecież zdarza we współczesnym teatrze. Realizatorzy nie starali się odkryć w arcydziele Mozarta ukrytych sensów, choć jest ich tam mnóstwo, co starają się – czasami wręcz natrętnie – udowodnić inni realizatorzy.

Warszawska Opera Kameralna zaproponowała po prostu sceniczną bajkę. Może się to wydawać zadaniem intelektualnie mało ambitnym, ale dzięki temu przyjemnie obcuje się z muzyką Mozarta.

Reżyser Giovanny Castellanos sprawnie poprowadził akcję, nie wzbogacając jej nadmiarem własnych pomysłów. Pierwszeństwo oddał Rafałowi Olbińskiemu, który od dawna związany jest z operą jako twórca znanych w świecie plakatów do licznych przedstawień.

Kto lubi jego plastyczne wizje, będzie miał satysfakcję, obcując z jego sztuką w tak dużej dawce trzygodzinnego przedstawienia. Kto zaś jest znużony powtarzaniem przez Olbińskiego od lat tych samych motywów, symboli i postaci, może być pozytywnie zaskoczony. Wszystko to ożywione w rozmaitych wizualizacjach nabrało teraz nowych znaczeń.

Bohaterem warszawskiej realizacji jest też Marcin Łobacz. Jego kostiumy inspirowane estetyką i kolorystyką prac Rafała Olbińskiego kreują spójny, surrealistyczny świat. Warto szczególnie docenić u tego projektanta świetne wyczucie niuansów barw i umiejętność ich łączenia w rozmaitych wariantach.

Reklama
Reklama

Zespół wykonawców nareszcie w Warszawskiej Operze Kameralnej został dobrany starannie i przede wszystkim ze zrozumieniem wymagań, jakie stawia muzyka Mozarta. Na scenie mamy przegląd różnych generacji artystycznych – doświadczonego, a przybyłego z zagranicy Krzysztofa Borysiewicza (Sarastro), perfekcyjną Joannę Moskowicz (Królowa Nocy) i Artura Jandę (zabawny, a nieprzerysowany Papageno) czy młodą Aleksandrę Żakiewicz (Papagena).

Najsłabszym ogniwem premiery okazało się to, co miało być jej podporą – zespół instrumentów dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej pod batutą Marcina Sompolińskiego. Niedbałość dominująca w uwerturze mogła widza zmrozić, potem było lepiej, ale mozartowski diament wymaga jeszcze długiego szlifowania.

Przedstawienie jest wizualnie ładne, atrakcyjne i przyjazne dla widza, a to nieczęsto się przecież zdarza we współczesnym teatrze. Realizatorzy nie starali się odkryć w arcydziele Mozarta ukrytych sensów, choć jest ich tam mnóstwo, co starają się – czasami wręcz natrętnie – udowodnić inni realizatorzy.

Warszawska Opera Kameralna zaproponowała po prostu sceniczną bajkę. Może się to wydawać zadaniem intelektualnie mało ambitnym, ale dzięki temu przyjemnie obcuje się z muzyką Mozarta.

Reklama
Kultura
Arrasy i abakany na Wawelu. A także inne współczesne dzieła w królewskich komnatach
Kultura
„Halloween Horror Nights”: noc, w którą horrory wychodzą poza ekran
Kultura
Nie żyje Elżbieta Penderecka, wielka dama polskiej kultury
Patronat Rzeczpospolitej
Jubileuszowa gala wręczenia nagród Koryfeusz Muzyki Polskiej 2025
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Kultura
Wizerunek to potęga: pantofelki kochanki Edwarda VIII na Zamku Królewskim
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama