Punktualnie o godz. 9 przed bramą klasztoru betanek w Kazimierzu Dolnym zjawił się wczoraj komornik. Eksmisja zaczęła się od pukania do wszystkich bram klasztoru. Ze strony zbuntowanych sióstr nie było odzewu, więc wezwany przez komornika ślusarz po drabinie przeszedł przez płot. Chwilę później na teren klasztoru weszły dwie policyjne grupy prewencji.
Policja ściągnęła dwa szpitale polowe, cztery karetki i cztery wozy bojowe straży pożarnej. W odwodzie miała nawet do przewozu ładunków wybuchowych. Wszystko, by zminimalizować zagrożenia.
Byłe zakonnice czekały na komornika i policjantów w jednym z pomieszczeń klasztoru. – Nie stawiają żadnego oporu. Są nastawione pokojowo, ale nie reagują na żadne pytania. Modlą się i śpiewają pieśni religijne – tak Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji, relacjonował pierwsze chwile po wejściu funkcjonariuszy.
Do akcji natychmiast wkroczyli kościelni i policyjni negocjatorzy i psychologowie. Po godzinie nawiązali kontakt z byłymi zakonnicami. – Niektóre są spokojne, inne rzucają w kierunku policjantów inwektywami – mówił Sokołowski. Przebywającego w klasztorze ekszakonnika Romana Komaryczkę policjanci musieli skuć kajdankami. – Był agresywny i wulgarny – tłumaczył rzecznik policji.
Komaryczce i byłej przełożonej sióstr betanek Jadwidze Ligockiej prokurator zamierza postawić zarzut naruszenia tzw. miru domowego.