„Misją szpitala jest świadczenie profesjonalnej opieki zdrowotnej gwarantującej całkowite bezpieczeństwo i satysfakcję” – głosi informacja przy wejściu do chełmskiego szpitala.
Nie wierzy w to pani Agnieszka, mama sześcioletniego Kamila, który leży na oddziale dziecięcym. Właśnie przyniosła synkowi obiad – zupę z ryżem. Drugiego dania nie ma, bo na 12 pacjentów są tylko dwa udka. Nie wiadomo, co będzie na kolację. I czy w ogóle będzie.
Rano dzieci nie miały czym popić leków – nie było komu zrobić herbaty. Kamil na sali leży z Kacprem. Kiedy się bawią, ich mamy zmywają podłogę i zmieniają pościel. – Wszystkim należą się podwyżki, ale nie kosztem naszych dzieci – skarżą się.
W szpitalu przez dwa dni strajkowali niemal wszyscy poza lekarzami, którzy niedawno wywalczyli ok. 1000 zł podwyżki. Od czwartku do pracy nie przychodziły pielęgniarki, salowe, kucharki, transportowcy, zaopatrzeniowcy, analitycy medyczni, laboranci.
Posiłki wydawane były z kilkugodzinnym opóźnieniem. Stanęła pralnia. Na 130 zatrudnionych pielęgniarek w piątek do pracy przyszło 57. Dziesiątki pacjentów zostało rano odesłanych z kwitkiem. – Paraliż. Zdołaliśmy zabezpieczyć tylko niektóre oddziały, gdzie pracuje po jednej pielęgniarce – mówi „Rzeczpospolitej” dyrektor Andrzej Santor. Najgorzej było na ginekologii – nie stawiła się żadna położna. Szpital odsyłał ciężarne kobiety do innych placówek.