Swoją dotychczasową działalnością, zaangażowaniem i pracą na rzecz struktur SLD nie tylko w dobrych, ale też i tych trudnych czasach udowodniłem, że potrafię o swoją formację i ludzi tej formacji walczyć. I chcę o nią walczyć jako przewodniczący SLD.
A jak ocenia pan swoje szanse po tym, jak Wojciech Olejniczak wytrącił panu z ręki główny oręż, czyli rozstał się z Partią Demokratyczną?
Każdy startuje z nadzieją, że wygra, ale wszystko w rękach członków SLD i to do nich będę apelował o poparcie. A nikt mi niczego nie wytrącił, bo w polityce liczy się to, że ktoś ma poglądy i o nie walczy. Jeśli ktoś inny te poglądy przejmuje, to kto jest zwycięzcą? Ten, kto zaraża swoimi poglądami innych. Wielu działaczy Sojuszu podzielało moje poglądy. Stąd też moja decyzja o starcie na kongresie partii.
Nie chcę tracić z partii żadnego znanego polityka. Jak wygram, to złożę propozycję Olejniczakowi
Marek Borowski oskarża jednak właśnie pana o rozbicie LiD, a także o to, że lewica jest dziś w rozsypce.
Kiedy trzeba było rozwiązywać problemy SLD, Marek Borowski wybrał najkrótszą drogę. Uciekł z SLD i budował nową formację. Myślał, że wygra, a Sojusz utonie. Ja w tym czasie pozostałem, bo wierzyłem, że SLD należy zmieniać. Jeśli Borowski mi teraz zarzuca, że ja niszczę lewicę, to jest niewiarygodny. Borowski dwukrotnie opuścił lewicę, rozbijając ją. A dziś jest sfrustrowany, bo wie, że wszystko przegrał.