„Dwa kaczorki przez dzień cały wszystkim wkoło dokuczały. Kotka z płotka przegoniły, psu w kałużę kość wrzuciły” – tak zaczyna się książeczka „Dwa kaczorki”, którą rozdawał dzieciom Marcin Rzońca, kandydat z warszawskiej listy SLD w wyborach do europarlamentu.
I choć kampanii wśród dzieci prowadzić nie wolno, to Rzońca tłumaczy się, że książeczka nie jest materiałem wyborczym. Nie miała zresztą takiej adnotacji. Materiałem był program rozdawany rodzicom dzieci, a książeczka to tylko podarunek z okazji Dnia Dziecka.
– Maluchy bardzo się cieszyły. Rozdałem około 200 sztuk. Efekt propagandowy niewielki, a podarunek sympatyczny – śmieje się Rzońca.
Nie zaprzecza jednak, że wybór książeczki nie był przypadkowy. – Między wierszami jest w niej ukryta naturalna ocena SLD w stosunku do braci Kaczyńskich, ale przecież to normalna bajka. Trzeba na to patrzeć z przymrużeniem oka – broni się kandydat SLD.
– To rzeczywiście miły akcent, ale jednak akcent wyborczy i element kampanii – upiera się Adam Sawicki z Fundacji Batorego, która przygotowała raport o finansowaniu trwającej właśnie kampanii. Dodaje, że w tym wypadku kandydat mógł rozdawać książeczki bez adnotacji, że to materiał wyborczy, ale nie powinien zapomnieć o wpisaniu „podarunków” w koszt swojej kampanii. – Fakturę mam i się z tego rozliczę – zapewnia „Rz” Rzońca.