Działacz PiS, który kilka dni temu wrócił z Kijowa, odrzucił zarzuty swoich krytyków- m.in. Andrzeja Celińskiego i ks. Isakowicza-Zaleskiego, którzy ostro potępiali w ostatnich dniach zaangażowanie polskich polityków w obecne wydarzenia na Ukrainie.
- Ja byłem kilka razy na Ukrainie i ja wiem, że obecność polskich polityków tam jest potrzebna. My możemy doradzać, my możemy obserwować, a przede wszystkim my jesteśmy świadkami tego, co się tam dzieje, i to w dużym stopniu wpływa na decyzje reżimu Janukowycza - powiedział Lipiński, dodając że rolą polityków PiS w Kijowie nie jest zachęcanie demonstrantów do większego oporu. - Nikt nie powinien i nikt chyba tego nie robi, żeby namawiać Ukraińców do bardziej radykalnych działań, to byłoby kompletną głupotą.
Lipiński przyznał, że część demonstrantów w Kijowie jest już bardzo zradykalizowana i trudno nad nią zapanować.
- Ta rewolucja się rozlała prawie na cały kraj, to już dotyczy nawet części Ukrainy Wschodniej,Czegoś takiego nie było w trakcie rewolucji pomarańczowej. Jest to o wiele bardziej radykalne niż nam się wydaje i ze strony ukraińskiej powinien być duży wysiłek na rzecz ujednolicenia kierownictwa i postulatów, a niestety z tym jest pewien problem. Na Majdanie musi być i pewnie jest mnóstwo prowokatorów i zapanowanie nad nimi jest niesamowicie trudne. - powiedział, dodając, że - jak powiedział mu polityk parti Batkiwszczyna - organizatorzy Euromajdanu potrafią zapanować nad ok. 70 procentami protestujących. Mimo to, polityk PiS podziwia organizację protestu.
- Majdan, ten główny plac to są dziesiątki tysięcy ludzi, a w porywach nawet sto, to jest plac, w którym postawiono namioty, plac, który ma obronę, do którego nie można wejść np. pod wpływem alkoholu, ja tam nie widziałem pijanego człowieka na Majdanie. Tam funkcjonuje sto kuchni polowych, dziennie potrafią wyprodukować 60 tysięcy posiłków, dla 60 tysięcy osób. Tam jest czysto, tam są toalety, można powiedzieć, że oni się świetnie zorganizowali - zaznaczył Lipiński.