– Poniedziałek, wtorek, środa – robota. Ale od czwartku siedzimy już tutaj – mówi Patryk.
– W 2002 roku, gdy tu przyjechałam po raz pierwszy, większość ludzi na Solarze to była młodzież. Potem wszyscy założyli rodziny, pojawiły się dzieci. Co roku latem zjawiają się tutaj ci sami ludzie, z tym że teraz już z rodzinami i dziećmi. Można powiedzieć, że to taka wielka rodzina – opowiada Ola.
Na helskie kempingi co roku ściągają tysiące pasjonatów desek. Pierwszą grupę stanowią mieszkańcy Trójmiasta, a także mniejszych miast regionu. Potem jest Warszawa. Bo Hel, deski to nie tylko sport, styl życia, ale i wielka moda. I to bez względu na wiek, stan posiadania czy zawód. Parking samochodowy śmiało może konkurować z parkingami najlepszych hoteli Sopotu czy Gdańska. Ale mimo to na spotach – nieważne, czy przyjechałeś najnowszym modelem jaguara czy autobusem – panuje egalitaryzm i koleżeńskość.
To także intensywnie rosnący przemysł. Pomiędzy kempingami działają dziesiątki większych i mniejszych szkół, wypożyczalni, sklepów ze sprzętem i odzieżą. Można wykupić godzinę nauki, ale i cały tygodniowy kurs ze spaniem. Po takiej przygodzie mnóstwo ludzi znów tutaj wraca. Dlatego chętnych co roku jest coraz więcej, a rynek stale rośnie.
Coraz bardziej tłoczno
Tuż obok Patryka i Oli mieszka Karolina Wolińska. Na co dzień wiceprezes fabryki cukierków. Też pływa żaglem i latawcem, ale na pierwszym miejscu stawia klasyczny surfing. Choć to najstarsza odmiana sportu deskowego na świecie, kojarzona z Kalifornią i Beach Boys, to w Polsce jest najmłodszą dyscypliną. Tak młodą, że dopiero w 2013 roku rozegrano pierwsze mistrzostwa Polski, a Karolina została pierwszą mistrzynią.
– Pamiętam czasy, gdy przyjeżdżałam na spot i byłam sama. Morze było najczęściej bardzo wzburzone, wyglądało bardzo groźnie, a ja wchodziłam sama z deską i próbowałam łapać nasze bałtyckie fale – mówi Karolina. – Teraz często jest tak, że przyjeżdżam na spot i jest już kilka osób w wodzie. W zeszłym roku w październiku prognoza pokazywała piękne fale na trzy kolejne dni i wówczas we „Władku", na jednym z najbardziej popularnych w Polsce spotów, był po prostu tłok, surfowało chyba z 20 osób. Nigdy wcześniej nie widziałam tylu osób na jednym spocie na Bałtyku – wspomina.