Reklama
Rozwiń

Bałtycka Kalifornia

Półwysep Helski to jedno z najlepszych miejsc w Europie do żeglarstwa deskowego. Latem niebo robi się tu kolorowe od latawców, morze od desek, a kempingi od samochodów. I to lepszych niż przed sopockim Grand Hotelem.

Publikacja: 27.07.2015 20:48

Na Półwysep Helski przyjeżdża coraz więcej miłośników pływania na kajtach, czyli deskach z latawcem

Na Półwysep Helski przyjeżdża coraz więcej miłośników pływania na kajtach, czyli deskach z latawcem

Foto: Fotorzepa/Marta Dębska

Patryk, krępy, silnie zbudowany trzydziestokilkulatek, wychodzi ze swojej przyczepy. Wieje, i to dość mocno. Na tyle, że po szybkim śniadaniu zakłada piankę, pas trapezowy i schodzi na wodę, do której ma 20 metrów. Zaczyna się kilkugodzinne szaleństwo na windsurfingu, czyli desce z żaglem.

– Taki rytm życia mam od końca kwietnia do mniej więcej początku października – opowiada.

Obok niego stoi Ola, jego życiowa partnerka. Jak mniej wieje, to pływają razem, ale na kajtach. To też deski, tylko zamiast żagla mają latawiec. Są nieco prostsze w nauce niż tradycyjne deski. Wymagają mniej siły, dlatego wolą je dziewczyny.

– Pływanie to nie tylko sport, ale także sposób na życie. Szczególnie tutaj, na Helu – opowiada Patryk.

Swoją przygodę zaczął siedem lat temu, gdy kolega po raz pierwszy zabrał go na półwysep. Kilka miesięcy uczył się pilnie, pożyczał sprzęt. Aż w końcu dorobił się swojego. W kolejnym sezonie zaczął już pływać.

Reklama
Reklama

Ola ma dłuższy staż. Na kajcie pływa od 12 lat.

– Wtedy mało kto w ogóle wiedział w Polsce o istnieniu czegoś takiego jak kajt – wspomina.

– Jesteś więc jedną z pionierek – śmieje się Patryk.

Deska z latawcem zaintrygowała Olę. Spróbowała i tak już zostało. Wizyty na Helu stały się regularne i coraz częstsze.

Wielka rodzina

Półwysep Helski ma długość 35 km. Znane miejscowości: Chałupy, Kuźnica, Jastarnia, Jurata, Hel. A w nich i pomiędzy nimi dziesiątki spotów, czyli miejsc, gdzie pływa się na deskach. To najlepsze miejsce w Polsce i z pewnością jedno z najlepszych w Europie. Panują tutaj doskonałe warunki wiatrowe, jest łagodne i piaszczyste zejście do wody, a Zatoka Pucka to stosunkowo bezpieczny akwen. Nic więc dziwnego, że na całej długości półwyspu powstały potężne kempingi. Niektóre z wielką renomą, gdzie na miejsce czeka się w kolejce.

Patryk i Ola mieszkają na jednym z nich – to popularny Solar w Chałupach. Pięć lat temu Ola postawiła tam przyczepę. Tuż przy samej plaży. Poza sezonem mieszkają w Trójmieście, gdzie prowadzą swoje firmy. Ale od czerwca do połowy września ich domem staje się przyczepa.

Reklama
Reklama

– Poniedziałek, wtorek, środa – robota. Ale od czwartku siedzimy już tutaj – mówi Patryk.

– W 2002 roku, gdy tu przyjechałam po raz pierwszy, większość ludzi na Solarze to była młodzież. Potem wszyscy założyli rodziny, pojawiły się dzieci. Co roku latem zjawiają się tutaj ci sami ludzie, z tym że teraz już z rodzinami i dziećmi. Można powiedzieć, że to taka wielka rodzina – opowiada Ola.

Na helskie kempingi co roku ściągają tysiące pasjonatów desek. Pierwszą grupę stanowią mieszkańcy Trójmiasta, a także mniejszych miast regionu. Potem jest Warszawa. Bo Hel, deski to nie tylko sport, styl życia, ale i wielka moda. I to bez względu na wiek, stan posiadania czy zawód. Parking samochodowy śmiało może konkurować z parkingami najlepszych hoteli Sopotu czy Gdańska. Ale mimo to na spotach – nieważne, czy przyjechałeś najnowszym modelem jaguara czy autobusem – panuje egalitaryzm i koleżeńskość.

To także intensywnie rosnący przemysł. Pomiędzy kempingami działają dziesiątki większych i mniejszych szkół, wypożyczalni, sklepów ze sprzętem i odzieżą. Można wykupić godzinę nauki, ale i cały tygodniowy kurs ze spaniem. Po takiej przygodzie mnóstwo ludzi znów tutaj wraca. Dlatego chętnych co roku jest coraz więcej, a rynek stale rośnie.

Coraz bardziej tłoczno

Tuż obok Patryka i Oli mieszka Karolina Wolińska. Na co dzień wiceprezes fabryki cukierków. Też pływa żaglem i latawcem, ale na pierwszym miejscu stawia klasyczny surfing. Choć to najstarsza odmiana sportu deskowego na świecie, kojarzona z Kalifornią i Beach Boys, to w Polsce jest najmłodszą dyscypliną. Tak młodą, że dopiero w 2013 roku rozegrano pierwsze mistrzostwa Polski, a Karolina została pierwszą mistrzynią.

– Pamiętam czasy, gdy przyjeżdżałam na spot i byłam sama. Morze było najczęściej bardzo wzburzone, wyglądało bardzo groźnie, a ja wchodziłam sama z deską i próbowałam łapać nasze bałtyckie fale – mówi Karolina. – Teraz często jest tak, że przyjeżdżam na spot i jest już kilka osób w wodzie. W zeszłym roku w październiku prognoza pokazywała piękne fale na trzy kolejne dni i wówczas we „Władku", na jednym z najbardziej popularnych w Polsce spotów, był po prostu tłok, surfowało chyba z 20 osób. Nigdy wcześniej nie widziałam tylu osób na jednym spocie na Bałtyku – wspomina.

Reklama
Reklama

Zdaniem Karoliny Wolińskiej Bałtyk, choć nieco zimny, jest doskonały do surfingu.

– Oczywiście surfing nie jest masowo uprawiany w Polsce, z pewnością nie tak jak windsurfing czy kitesurfing, i nie wiem, czy kiedykolwiek zyska taką popularność, ale na pewno dość prężnie się rozwija. Mimo niezbyt ciepłego klimatu Bałtyk jest moim zdaniem jednym z lepszych miejsc do nauki surfingu. Piękne piaszczyste plaże, nie ma jeżowców, rekinów, raf.

Kraj
Rekordowy czerwiec warszawskiego lotniska. „W czołówce Europy"
Kraj
Nieproszony gość z południa. Co warto wiedzieć o skupieńcu lipowym?
Kraj
Nowa Tęcza w ogniu pytań. Kontrowersje wokół odbudowy „Łuku LGBT”
Kraj
„Polityczne Michałki”: Hołownia między młotem a kowadłem, Tusk w trybie i stroju kryzysowym
Kraj
Rzeź wołyńska: wytracić Polaków, wyrugować polskość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama