– Ci wszyscy, łącznie z tymi wszystkimi delfinami czy tymi, którym być może roi się w głowie coś na kształt zamiany pana premiera Kaczyńskiego albo zastąpienia go na stanowisku szefa partii, muszą jeszcze uzbroić się w długą, i to bardzo długą cierpliwość – tak w ubiegłym tygodniu w programie „Jeden na Jeden" w TVN24 wiceprezes PiS Joachim Brudziński komentował pojawiające się od dłuższego czasu plotki o tym, że ze względu na stan zdrowia prezes PiS odejdzie z polityki. – Jarosław Kaczyński ma pełną kontrolę nad tym, co się dzieje w partii – zapewniał i dodawał, że w niedługim czasie prezes wróci „do intensywnej pracy".
Delfiny PiS
Ten mocny komunikat najbliższego dziś współpracownika Jarosława Kaczyńskiego to potwierdzenie krążących od miesięcy plotek o tym, że w partii trwa wojna o przyszłe przywództwo. Lista osób, które mogłyby zastąpić obecnego prezesa PiS, jest długa. Są na niej i Joachim Brudziński, i Andrzej Duda, i Beata Szydło, ale pojawiają się także nazwiska polityków, którzy w PiS nie są: Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina.

Kogo w roli prezesa PiS i jednocześnie lidera całej Zjednoczonej Prawicy widzieliby Polacy? Zdaniem badanych przez IBRiS najpoważniejszym kandydatem jest premier Mateusz Morawiecki (14,4 proc.), potem wiceprezesi PiS: Joachim Brudziński (9 proc.) i Beata Szydło (8,6 proc.).
– Nie dziwi mnie ta pierwsza trójka. Mateusz Morawiecki ma w rękach realną władzę. Joachim Brudziński, wywodzący się z tzw. zakonu PC i uznawany za numer dwa w PiS, ma z kolei władzę w partii. A Beata Szydło wciąż cieszy się dużym społecznym autorytetem – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Norbert Maliszewski, politolog z UKSW. – Za Mateuszem Morawieckim przemawia również to, że swego czasu sam Jarosław Kaczyński, wprawdzie nie wprost, namaszczał go niejako na swojego następcę – tłumaczy.