Rz: Polska, tak jak USA i główne państwa UE, uznała Kosowo. Może lepiej było powiedzieć władzom Kosowa: uznamy wasze państwo dopiero, gdy zobaczymy, jak traktujecie mniejszość serbską?
Adam Rotfeld:
Sytuacja, z którą mamy dziś do czynienia, to wynik dyskryminacyjnej polityki wobec albańskich mieszkańców Kosowa stosowanej bezprawnie przez Milošewicia i jego poprzedników. Pańska sugestia byłaby racjonalnym rozwiązaniem, gdyby Kosowo było zamieszkane przez Szwajcarów. Z pewnością respektowaliby proponowane rozwiązanie. Ale zamieszkane jest przez ludzi, którzy kierują się inną mentalnością. Wciąż odgrywa tam rolę prawo rodowej zemsty, egzekwowane przez klany i struktury plemienne, jakkolwiek formalnie obowiązują standardy prawa nowoczesnych europejskich państw. Przedstawiciel ONZ Mahti Ahtisaari uznał, że nie ma innego wyjścia, jak niepodległość Kosowa. Dlatego może okazać się, że dzisiejsze rozwiązanie nie będzie trwałe. Bo nosi w sobie zarodek konfliktu, nie tylko na Bałkanach. Kosowo zyskało wsparcie USA i głównych państw UE, a Serbia – Rosji i państw, które boją się tendencji separatystycznych. Przecież znacznie lepiej przygotowana do niepodległości byłaby Katalonia czy Kraj Basków. Do tego może też powstać problem tzw. Wielkiej Albanii. Uruchomiłoby to reakcję łańcuchową. Dziś najważniejszym problemem Kosowa jest fakt, że wielu mieszkańców czerpie dochody z przemytu ludzi, towarów, broni i narkotyków.
Jest więc wiele powodów, by poczekać z uznawaniem Kosowa. Dlaczego Polska tego nie zrobiła?
Po pierwsze, jesteśmy związani lojalnością względem partnerów w UE i NATO. Po drugie – powiedzmy otwarcie – to, jak się zachowamy, nie odgrywa aż tak istotnej roli, by miało znaczący wpływ na rozwój wypadków w tamtym regionie. Gdyby Polska wstrzymywała się z uznaniem Kosowa, to myślę, że – poza nami – nikt w świecie by tego nie odnotował. Ewentualnie zadawano by sobie pytanie, czy nie chodziło nam o wsparcie stanowiska Rosji. Przekonuje mnie koncepcja premiera, by do Serbii pojechał z misją polityczną przedstawiciel polskich władz, który przedstawiłby mapę drogową otwierającą dla Serbii uprzywilejowaną ścieżkę do UE. Zapewne wyciszyłoby to w pewnej mierze gniew Serbów.