Wiesław Myśliwiec, działacz NZS i Solidarności Walczącej, złożył wniosek o unieważnienie wyroku z 1985 roku i odszkodowanie. Pozwala na to znowelizowana w zeszłym roku ustawa z 1991 roku „o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego”. Działacze opozycji demokratycznej mogą się starać o odszkodowanie do 25 tys. złotych.
Myśliwiec sądził, że będzie to tylko formalność. Tymczasem sędzia podała w wątpliwość, czy jego podziemne zaangażowanie było związane z działalnością na rzecz bytu niepodległego państwa. – Padła nawet sugestia, że mogłem to robić dla pieniędzy – opowiada Myśliwiec. Sąd przywołał w tej kwestii jego wyjaśnienia złożone po zatrzymaniu przez SB we wrześniu 1985 roku. Złapany wówczas z kolegą na gorącym uczynku podczas druku ulotek: „Bojkot komunistycznych wyborów to twój patriotyczny obowiązek”, przyznał, że drukował je dla Solidarności Walczące. Powiedział, że robił to nieświadomie na prośbę nieznanego mu człowieka o imieniu Albert. – To było rżnięcie głupa, bo zdałem sobie sprawę, jaki wyrok mi grozi – wspomina Myśliwiec. Tłumaczy, że takie były zasady konspiracji – do niczego się nie przyznawać. Rzekomego Alberta też wymyślił, by nie wsypać kolegów. – Bałem się, że nakryją magazyn poligraficzny w garażu wynajętym przez ojca – opowiada.
Dwa dni po zatrzymaniu przez SB usłyszał wyrok: półtora roku więzienia i podanie wyroku do publicznej wiadomości. Został wyrzucony z uczelni. Po pół roku odsiadki złagodzono wyrok na trzy lata w zawieszeniu. – Ja i moja rodzina znaleźliśmy się pod ścisłą opieką SB – wspomina Myśliwiec.
Po latach dostał status pokrzywdzonego. Z akt IPN dowiedział się, że działania operacyjne prowadziło wobec niego 44 funkcjonariuszy SB, a donosiło na niego 17 agentów.
Ale dla sądu to zbyt mało. Ma przedstawić świadków. – To jakaś paranoja, że teraz mam liczyć na zeznania esbeków i agentów – mówi wzburzony Wiesław Myśliwiec.