Na początku września ujawniliśmy, że w 56. Kujawskim Pułku Śmigłowców Bojowych w Inowrocławiu ważne szkolenie odbyło się tylko na papierze, a dokumentacja z nim związana została sfabrykowana. Opowiedział nam o tym służący w jednostce pilot - chorąży Dariusz Warchocki. Przedstawił też dowody w postaci nagrań i dokumentów. Po publikacji minister Bogdan Klich nakazał powołać komisję, która zbada sprawę.
Zespół pod kierunkiem generała Andrzeja Malinowskiego uznał jednak, że afery nie było. Uderzył za to w Warchockiego. Chorąży ma trafić na badania, które zweryfikują jego przydatność do armii. Komisja uznała, że zbyt często przebywa na zwolnieniach lekarskich. O kontroli w pułku napisaliśmy we wczorajszej ,,Rz". - To jest konflikt wewnętrzny. Armia nie może kontrolować samej siebie, sprawę powinna wyjaśnić instytucja z zewnątrz - komentował Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej, obecnie europoseł SLD.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. - Sprawa będzie badana w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich - zapowiada Paweł Grabczak z wydziału komunikacji społecznej biura RPO. Pułk w Inowrocławiu musi się też przygotować na wizytę inspektorów z Najwyższej Izby Kontroli. - Zbadamy tę sprawę w ramach trwającej już kontroli procesu szkolenia lotniczego polskich pilotów. Rozpoczęła się ona po katastrofie smoleńskiej - zaznacza Paweł Biedziak, rzecznik prasowy NIK.
Na tym jednak nie koniec. Po raz kolejny bowiem zbadanie sytuacji w pułku zapowiedzieli przedstawiciele sejmowej komisji obrony narodowej. - Uważam, że każdy tego typu incydent należy bardzo dokładnie wyjaśnić, lecz to wyjaśnienie powinno być wiarygodne - podkreśla Stanisław Wziątek (SLD), szef komisji. Zajmą się tym parlamentarzyści z podkomisji, która bada proces szkolenia lotniczego w armii. W najbliższym czasie mają oni uzgodnić, jaką formę będzie miała ich kontrola.