„Gazeta” ma zapis z monitoringu, który rejestruje zachowania na trybunach i jest kluczowy w systemie bezpieczeństwa. „Na nagraniu z trybuny nr 2, tzw. kotła, gdzie siedzą najgłośniejsi fani, widać człowieka w dresie z napisem "Polska". Podchodzi do niego mężczyzna i nakazuje gestem, by odszedł, po czym pluje mu w twarz. Zaatakowany wyciera twarz, ale się nie rusza. Za chwilę pojawia się Krzysztof Markowicz, szef kibolskiego stowarzyszenia Wiara Lecha. Popycha mężczyznę, lekko uderza go głową i też opluwa. Gdy kolejny kibol zwala oplutego z nóg, z górnej części trybuny schodzą dwie kobiety i dwoje dzieci. To prawdopodobnie rodzina, bo zaatakowany sadza sobie jednego z chłopców na ramiona. Kobiety próbują uspokoić sytuację, ale Markowicz jednej z nich znów pluje w twarz! Atakowani zostają wypchnięci w górę trybuny” – opisują reporterzy „Wyborczej”.

Kilkanaście dni temu media opisywały zakończoną morderstwem walkę kiboli krakowskich. Wtedy Grzegorz Lato, prezes PZPN mówił „Przeglądowi Sportowemu”: „Informacja, że jeden kibol bandyta zabił innego idzie w świat. Najważniejsze, że nowe stadiony będą bezpieczne i w pełni monitorowane. Nie wyobrażam sobie, by w czasie Euro mogło dojść na stadionach albo w ogóle w strefach kibica do jakichkolwiek ekscesów”.

Tymczasem historia, którą opisali dziennikarze „Gazety” zdarzyła się właśnie na nowym, monitorowanym stadionie, który miał być bezpieczny dla rodzin z dziećmi. Nie jest. Mimo, że incydent został nagrany kamerą, nikt nie zareagował. Być może dlatego, że bohaterem tego zdarzenia był człowiek, z którym władze Lecha Poznań prowadzą rozmowy. Potrzebna była reakcja prasy.

Jak widać sytuacja na stadionach i wokół nich ciągle daleka jest od ideału. Za rok Euro 2012. Ale mecze ligowe, jak tylko wróci sezon odbywać się będą co tydzień. Od iluś lat państwo walczy ze stadionowym chuligaństwem. Jak widać, ciągle nieskutecznie.