Latkowski przyniósł do Prokuratury Okręgowej w Warszawie pamięć USB z plikami w formacie PDF. "Dostarczyliśmy dokumenty w formie pliku PDF na pendrive, a liczono na to, że będziemy mieć te dokumenty w postaci papierowej" - powiedział Latkowski po wyjściu. Jak dodał, nośnik został opisany przez prokuratorów.
Rzecznik prokuratury prok. Przemysław Nowak potwierdził, że nośnik został dostarczony do prokuratury i że - według słów Latkowskiego - są na nim tajne dokumenty. "W pierwszej kolejności będziemy starali się zweryfikować, czy to rzeczywiście są informacje niejawne o klauzuli ściśle tajne" - zapowiedział Nowak. Jeśli by się to potwierdziło, w dalszej kolejności śledczy będą zmierzać do ustalenia, kto i kiedy ujawnił te dokumenty.
Latkowski i dziennikarz "Wprost" Michał Majewski zostali w środę przesłuchani w charakterze świadków. "Złożyłem - myślę, że dość obszerne - zeznanie, jeśli chodzi o to, w jakiej formie to uzyskaliśmy, ale od razu musiałem zastrzec, że chronimy źródło i nasz informator będzie chroniony" - powiedział redaktor naczelny tygodnika. Poinformował też, że śledczy nie pytali o źródło przecieku, zaś redakcyjne wydruki z plików zostały zniszczone.
Przed wejściem do prokuratury Latkowski mówił, że ma nadzieję, iż prokuratura nie będzie stawiać zarzutów dziennikarzom. Śledztwo jest bowiem prowadzone w oparciu o art. 265 kodeksu karnego, który w paragrafie 1. stanowi: "Kto ujawnia lub wbrew przepisom ustawy wykorzystuje informacje stanowiące tajemnicę państwową, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
"Ja mam nadzieję, że żadnych zarzutów, ani ja, ani Michał Majewski, ani inni dziennikarze, którzy są autorami tekstów w tygodniku +Wprost+, nie dostaną, bo niby za co? Za to, że od siedmiu lat służby państwa polskiego nie są w stanie upilnować dokumentów? Tajnych, najtajniejszych, które ponoć są w jednym egzemplarzu" - powiedział Latkowski.