- Nie ma na to dowodów że Józef K. odbierając pieniądze miał świadomość, że uczestniczy w oszustwie. Wykorzystana została jego oferta poszukiwania pracy – tłumaczy Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej prokuratury.
Ta sprawa to miał być wielki sukces małopolskiej policji. 64-letnia mieszkanka Nowej Huty odebrała w poniedziałek telefon. Dzwonił „siostrzeniec", który potrzebował 20 tys. zł. Po kilku minutach zadzwonił inny mężczyzna. – Jestem policjantem z CBŚ. Śledzimy oszustów, akcja jest kontrolowana, proszę się nie martwić. Za chwilę zadzwoni do pani prokurator – powiedział dzwoniący.
Po chwili mieszkanka Nowej Huty odebrała trzeci telefon. To dzwonił „prokurator". Potwierdził informacje "policjanta". – Oszuści liczyli, że kobieta przekaże im pieniądze, skoro sprawę kontroluje policja – przypuszczają śledczy. Tymczasem mieszkanka Nowej Huty razem z synem zadzwoniła na komendę, gdzie opowiedziała o wszystkim prawdziwym policjantom.
Funkcjonariusze urządzili zasadzkę. Pieniądze oszustom, miał przekazać syn kobiety. Na ich przekazanie umówił się na osiedlu Kościuszkowskim. W kopercie jednak zamiast pieniędzy były pocięte kartki.
Kiedy pakiet został przekazany, a przekazujący był bezpieczny, policjanci podjęli próbę zatrzymania sprawcy. Ten ruszył samochodem, chcąc odjechać z miejsca i nie reagował na wezwania policjantów. Funkcjonariusze oddali strzały ostrzegawcze, a potem strzały w kierunku opon. 31-letni mężczyzna Józef K. został zatrzymany i obezwładniony przez policjantów.