Reklama

Andrzej Talaga: Bajdurzenie o Ukrainie w NATO

Deklaracje polityków europejskich i amerykańskich oraz geopolityczne założenia zawiązanej w Kijowie koalicji rządzącej postawiły na agendzie sprawę członkostwa Ukrainy w NATO.

Publikacja: 03.12.2014 01:00

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg

Foto: AFP

Deklaracje polityków europejskich i amerykańskich oraz geopolityczne założenia zawiązanej w Kijowie koalicji rządzącej postawiły na agendzie sprawę członkostwa Ukrainy w NATO. Niepotrzebnie, szkoda łudzić Ukraińców. Byłoby to  możliwe jedynie za cenę wojny paktu z Rosją, a w NATO nikt nie ma zamiaru umierać za Kijów. Ukrainie potrzebne będą inne gwarancje bezpieczeństwa, choćby Unii Europejskiej. Tylko takie są realne w dającej się przewidzieć przyszłości.

Koalicja oparta głównie na Froncie Ludowym i Bloku Petra Poroszenki uznała dążenie do NATO za priorytet. Będzie mogła liczyć w tym na społeczeństwo. Sondaże pokazują, że po agresji rosyjskiej rośnie poparcie dla sojuszu, od Ukrainy odpadły też najbardziej antynatowskie regiony – Krym plus połowa Donbasu oraz obwodu ługańskiego. Obecnie ponad 50 proc. Ukraińców widzi swój kraj w pakcie. Wola zatem jest, ale niestety tylko po jednej stronie.

NATO nie mówi nie, Niemcy – owszem

Wewnątrz sojuszu sprawy mają się gorzej. Już na szczycie w Bukareszcie w 2008 r. członkowie paktu odmówili Ukrainie rozpoczęcia procesu akcesyjnego, choć pozostawili otwarte drzwi na nieokreśloną przyszłość. Po ataku Rosji w NATO powstał dwugłos. Z jednej strony amerykańska dyplomacja, sekretarz generalny paktu Jens Stoltenberg i dowódca wojskowy gen. Breedlove nie mówią: nie, oczywiście po spełnieniu warunków akcesyjnych. Z drugiej strony minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier, dyplomacja francuska i prezydent Czech Miloš Zeman są przeciwko. Ten ostatni zaproponował nawet „finlandyzację" Ukrainy.

Rosja nie zgodzi się, by granica z sojuszem leżała tylko 300 km od Kremla

Opcja Zemana nie przejdzie, ale akcesja Kijowa do NATO również nie. Są tego trzy zasadnicze przyczyny. Akcesja zostałaby uznana przez Moskwę za skrajne naruszenie jej bezpieczeństwa i spowodowałaby pełnowymiarową inwazję, a w efekcie może nawet wojnę konwencjonalną z samym NATO. Bo pakt dzieliłoby wówczas od Moskwy jedynie ok. 300 kilometrów otwartej równiny niebronionej przeszkodami naturalnymi. Na to Kreml nigdy się nie zgodzi, nawet ryzykując konflikt zbrojny z Zachodem. Kolejna rzecz to niechęć czołowych europejskich państw sojuszu do włączenia Ukrainy, krok taki wymagałby jednomyślności, a wśród członków paktu nie ma co na nią liczyć. Ostatni powód – Ukraina nie jest ani trochę gotowa do członkostwa i niewielu wierzy, że przeprowadzi skuteczne reformy, by kiedykolwiek było możliwe spełnienie warunków akcesyjnych.

Reklama
Reklama

Przetestujmy Unię Europejską

Gdyby Kijów wstąpił kiedyś do sojuszu, byłaby to jedna z najlepszych wiadomości dla Polski w krótkiej historii naszej trzeciej niepodległości, lepiej jednak trzymać się realiów. Mówienie dziś czy w przewidywalnej przyszłości o Ukrainie w NATO jest bajdurzeniem.

Nie zmienia to faktu, że z militarnego, gospodarczego i politycznego punktu widzenia pozostaje ona stanowczo za słaba, by samodzielnie opierać się Rosji w dłuższej perspektywie. Potrzebuje instytucjonalnego wsparcia Zachodu, bo sankcje nałożone na Rosję nie będą przecież trwały wiecznie.

NATO nie weźmie Ukrainy pod swoje skrzydła, dwustronny sojusz wojskowy z USA, np. na wzór Japonii, także jest nierealny, nie mówiąc o podobnych układach z innymi państwami Zachodu. Pozostaje Unia Europejska. Słaba, niezdecydowana, bez realnej siły wojskowej. Ale Ukraina nie ma alternatywy.

W 2015 r. odbędzie się szczyt UE poświęcony wspólnej obronie. Polska, Niemcy, Francja, a nawet Wielka Brytania są zainteresowane tchnięciem życia w tę martwą strukturę. Nie po to, by budować alternatywę dla NATO, ale siłę komplementarną, możliwą do zastosowania tam, gdzie nie można użyć paktu. Jej zadaniem mogłoby być także stabilizowanie sąsiedztwa UE, choć na razie nikt nie zaproponował wojskom europejskim takiej roli.

O ile Rosja nigdy nie zaakceptuje NATO na Ukrainie, o tyle armię UE już szybciej. Unia mogłaby dać gwarancję bezpieczeństwa Kijowowi – to rozwiązanie akceptowalne dla Berlina, Paryża, Pragi i Moskwy. Marne gwarancje, powie krytyk. Owszem. Ale zacytujmy klasyka strategii, czyli pana Zagłobę, gdy ratował Helenę od Bohuna, oferując swoje usługi: „a masz waćpanna co lepszego?".

Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aicraft/PZL Mielec

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Konferencja prasowa ministra finansów i gospodarki Andrzeja Domańskiego
Kraj
„Wstyd i hańba tacy radni”. Kulisy głosowań w sprawie nocnej prohibicji w Warszawie
Kraj
Metamorfoza Warszawy Wschodniej. PKP ogłasza przetarg na 4 mld zł
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Kraj
Początek roku szkolnego w Warszawie: Trzy nowe podstawówki, kąciki wyciszenia i 280 tys. uczniów
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama