Deklaracje polityków europejskich i amerykańskich oraz geopolityczne założenia zawiązanej w Kijowie koalicji rządzącej postawiły na agendzie sprawę członkostwa Ukrainy w NATO. Niepotrzebnie, szkoda łudzić Ukraińców. Byłoby to możliwe jedynie za cenę wojny paktu z Rosją, a w NATO nikt nie ma zamiaru umierać za Kijów. Ukrainie potrzebne będą inne gwarancje bezpieczeństwa, choćby Unii Europejskiej. Tylko takie są realne w dającej się przewidzieć przyszłości.
Koalicja oparta głównie na Froncie Ludowym i Bloku Petra Poroszenki uznała dążenie do NATO za priorytet. Będzie mogła liczyć w tym na społeczeństwo. Sondaże pokazują, że po agresji rosyjskiej rośnie poparcie dla sojuszu, od Ukrainy odpadły też najbardziej antynatowskie regiony – Krym plus połowa Donbasu oraz obwodu ługańskiego. Obecnie ponad 50 proc. Ukraińców widzi swój kraj w pakcie. Wola zatem jest, ale niestety tylko po jednej stronie.
NATO nie mówi nie, Niemcy – owszem
Wewnątrz sojuszu sprawy mają się gorzej. Już na szczycie w Bukareszcie w 2008 r. członkowie paktu odmówili Ukrainie rozpoczęcia procesu akcesyjnego, choć pozostawili otwarte drzwi na nieokreśloną przyszłość. Po ataku Rosji w NATO powstał dwugłos. Z jednej strony amerykańska dyplomacja, sekretarz generalny paktu Jens Stoltenberg i dowódca wojskowy gen. Breedlove nie mówią: nie, oczywiście po spełnieniu warunków akcesyjnych. Z drugiej strony minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier, dyplomacja francuska i prezydent Czech Miloš Zeman są przeciwko. Ten ostatni zaproponował nawet „finlandyzację" Ukrainy.
Rosja nie zgodzi się, by granica z sojuszem leżała tylko 300 km od Kremla
Opcja Zemana nie przejdzie, ale akcesja Kijowa do NATO również nie. Są tego trzy zasadnicze przyczyny. Akcesja zostałaby uznana przez Moskwę za skrajne naruszenie jej bezpieczeństwa i spowodowałaby pełnowymiarową inwazję, a w efekcie może nawet wojnę konwencjonalną z samym NATO. Bo pakt dzieliłoby wówczas od Moskwy jedynie ok. 300 kilometrów otwartej równiny niebronionej przeszkodami naturalnymi. Na to Kreml nigdy się nie zgodzi, nawet ryzykując konflikt zbrojny z Zachodem. Kolejna rzecz to niechęć czołowych europejskich państw sojuszu do włączenia Ukrainy, krok taki wymagałby jednomyślności, a wśród członków paktu nie ma co na nią liczyć. Ostatni powód – Ukraina nie jest ani trochę gotowa do członkostwa i niewielu wierzy, że przeprowadzi skuteczne reformy, by kiedykolwiek było możliwe spełnienie warunków akcesyjnych.