Już za dwa lata będziemy obchodzić dwudziestolecie obowiązującej konstytucji. Powstała w innych warunkach historycznych i trudno nie mieć wrażenia, że jej ramy dziś Polsce nie służą. „Rzeczpospolita" apeluje o namysł nad jej pilną zmianą.
„Państwo polskie w zaklętym kręgu niemożności". „Państwo polskie w systemowym dryfie". To częste opinie o Polsce drugiej dekady tego wieku. Obok komentarzy o „pułapce średniego rozwoju" może najczęstsze.
Niezależnie od poglądów politycznych większość z nas ma wrażenie, że mimo wielkiego sukcesu polskiej suwerenności w ostatnich 25 latach dziś nie radzimy sobie z reformami, legislacją, standardami wymiaru sprawiedliwości, rozwiązywaniem pilnych problemów społecznych i aparatem urzędniczym. A przede wszystkim nie czujemy się odpowiedzialni za własne państwo.
Myślmy o nowej konstytucji, by wzmocniona władza mogła podjąć nowe, trudne wyzwania
Na dodatek wszystko to doskonale wyczuwa wyborca, nie tylko dając w sondażach wyraz słabnącemu zaufaniu do instytucji państwowych, ale przede wszystkim coraz częściej rezygnując z udziału w demokratycznych procedurach wyborczych.
Mimo spójnej diagnozy mało kto jednak ma dziś odwagę mówić o konieczności zmiany systemu konstytucyjnego. Zazwyczaj nawołuje się do naprawy obyczajów i reformy szczegółowych przepisów. Problem w tym, że system temu nie sprzyja.
Rządzący w większości spraw są sparaliżowani koniecznością zawierania zgniłego kompromisu. Parlament gubi sens zadumy nad dobrem publicznym w krzyżujących się interesach partii. Politycy stali się beneficjentami systemowych przywilejów, a reformatorzy ich zakładnikami. Skąd ten dryf ćwierć wieku po odrodzeniu się polskiej państwowości? Czy aby nie ma związku z systemem sprawowania władzy?