Korespondencja z Krakowa
Andrzej Duda, już od pierwszych minut po ogłoszeniu wyników I tury wyborów prezydenckich, rozpoczął morderczy wyścig, którego celem ma być zwycięstwo. Mimo sukcesu w I turze, już w czasie wieczoru wyborczego Duda przestrzegał przed nadmiernym optymizmem i prosił o ciężką pracę do ostatnich chwil kampanii.
Następnego dnia kandydat na prezydenta był już w Dudabusie, którym przemierzał tysiące kilometrów i odwiedzał kolejne miejscowości. Każde z miejsc, które odwiedził, było starannie przemyślane. W fabryce śrubek w Piastowie zabiegał o poparcie przedsiębiorców. To jedna z tych grup, których nie udało się kandydatowi PiS przekonać w pierwszej turze.
Mimo tonowana nastrojów, sztabowcy PiS wiedzieli, że kolejne dni kampanii układają się zgodnie z planem. Dudę niósł też entuzjazm, który jego zwycięstwo na półmetku wyzwoliło w wyborach PiS. Na spotkania z europosłem z Krakowa zaczęły przychodzić nie dziesiątki i nie setki, ale tysiące zwolenników - a to przekładało się na korzystne obrazki w telewizji. Duda nie wyglądał już jak mało znany pretendent z trzeciego szeregu partii, jak wcześniej próbował pozycjonować go Bronisław Komorowski, ale jak przywódca, za którym stoi duża część społeczeństwa.
Duda szybko zyskał prowadzenie w sondażach, a jego kampanii zaczęły pomagać też nieoczekiwane zbiegi okoliczności i seryjne wpadki głównego kontrkandydata. Tak było m.in. z hucznie otwieranym Biurem Pomocy Prawnej, na czele którego stanął znany z udziału w programach interwencyjnych europoseł Janusz Wojciechowski. Biuro miało powstać jeszcze przed pierwszą turą, ale te plany odkładano. W dniu ogłoszenia jego otwarcia, przed siedzibą PiS w Warszawie pojawił się ojciec, któremu odebrano możliwość spotkań ze swoimi dziećmi. Prosił o pomoc, bo dzień wcześniej odmówił mu jej urzędujący prezydent.