Warszawska prokuratura chce pociągnąć do odpowiedzialności Macieja M., jednego z najbardziej znanych w stolicy biznesmenów skupujących roszczenia do znacjonalizowanych nieruchomości. Skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia do sądu – ustaliła „Rzeczpospolita". Jednak nie stawia mu zarzutów karnych, tylko dotyczące zaniedbań formalnych przy zarządzaniu reaktywowaną spółką.
– Maciejowi M. postawiliśmy cztery zarzuty popełnienia przestępstw z kodeksu spółek handlowych oraz z ustawy o rachunkowości – mówi „Rzeczpospolitej" Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sprawa dotyczy Monzap SA – przedwojenna firma o tej nazwie należąca do Szwedów była potentatem w produkcji zapałek. Posiadała cenne grunty w Warszawie, które po wojnie dekretem Bieruta zabrało państwo. Szwedzi za utratę praw w przedwojennej spółce dostali odszkodowanie.
Po latach – w 2006 r. – spółkę „zapałczaną" reaktywował stołeczny adwokat na podstawie pełnomocnictwa rzekomo jedynego akcjonariusza – którym była spółka zarejestrowana na Karaibach (historię opisała w czerwcu 2016 r. „Gazeta Wyborcza"). Wskrzeszona spółka przybrała nazwę Monzap SA i miała się zajmować m.in. obrotem nieruchomościami. Chciała przejąć tereny, na których obecnie znajdują się ogródki działkowe (w rejonie ul. Sobieskiego), jakie państwo zabrało przedwojennej firmie. Adwokat podjął starania o zwrot ziemi w Biurze Gospodarowania Nieruchomościami stołecznego ratusza, a gdy w 2012 r. wycofał się ze sprawy, do Monzapu wszedł Maciej M. i został prezesem reaktywowanej spółki.
Zabiegi o zwrot ziemi przerwali Szwedzi zaskoczeni tym, że ktoś ubiega się o ich dawne nieruchomości. Zawiadomili urzędników ratusza i zastrzegli, że nie mają z tym nic wspólnego. Ich reakcja zablokowała zwrot gruntów.