Abp Józef Michalik powinien stawić się w czwartek przed sądem w Przemyślu. Rusza tam proces, jaki z powództwa cywilnego o ochronę dóbr osobistych wytoczyła mu Małgorzata Marenin z Kielc, feministka i założycielka stowarzyszenia Stop Stereotypom. Chodzi o homilię, którą arcybiskup wygłosił jesienią 2013 r. we Wrocławiu, jeszcze jako przewodniczący episkopatu.
Mówił wtedy, że nikt nie szuka przyczyn nadużyć seksualnych dorosłych wobec dzieci. Podkreślał, że żadna telewizja nie walczy z pornografią, nikt nie upomina się o dzieci cierpiące z powodu rozwodu rodziców. Wskazywał na niebezpieczeństwa, jakie niesie z sobą ideologia gender, i stwierdzał, że Kościół jest atakowany przez feministki, które promują aborcję i walczą z tradycyjnym modelem rodziny.
Małgorzata Marenin poczuła się dotknięta tymi słowami i oskarżyła arcybiskupa o pomówienie. W styczniu 2014 r. sąd we Wrocławiu umorzył sprawę, a później oddalił też odwołanie Marenin. Kobieta założyła hierarsze następną sprawę. Tym razem w Przemyślu.
"Rzeczpospolita": To kolejny proces wytoczony księdzu przez Małgorzatę Marenin. Zastanawiał się ksiądz, po co to robi?
Abp Józef Michalik: Nie mam najmniejszej wątpliwości, że chodzi o to, by przestraszyć ludzi Kościoła, by nie zabierali głosu w sprawach, które są niewygodne. To jest chęć powiedzenia, jak Kościół ma nauczać. Co może głosić, a czego nie może. Pani, która mnie oskarża, nie znam. W tamtej słynnej homilii nie wymieniałem jej nazwiska. Wskazywałem tylko na pewne problemy. Moim zdaniem ona wykonuje czyjeś zlecenie.
Czyje?
Nie wiem. Ale jestem przekonany, że chodzi o to, by zamknąć Kościołowi usta. Byśmy nie polemizowali, nie wyjaśniali spraw związanych z gender, laicyzacją, żebyśmy przestali mówić o Dekalogu. Czyli o tym wszystkim, o czym mówiłem we Wrocławiu.