Ludmiła Szwajka, wolontariuszka opiekująca się zwierzętami, opowiedziała historię suczki i jego właściciela.

- Opuścili Mariupol na własne ryzyko, bo nie mieli pojęcia, jaka jest sytuacja w reszcie regionu, gdzie są wojska ukraińskie i czy na nogach i łapach uda im się pokonać taki dystans - napisała na Facebooku.

Podróż obejmowała ostrzał, złą pogodę i upał, a psa trzeba było nieść, gdy był zbyt zmęczony, by iść - napisała wolontariuszka. Unikali dróg, aby ominąć rosyjskie posterunki. Para miała szczęście, że znalazła po drodze źródła wody. Po długiej podróży zarówno mężczyzna, jak i pies byli czarni od kurzu i brudu - opowiadała wolontariuszka.  - Psie łapy były tak poranione, że pod koniec drogi Żuża nie mogła już iść – dodała.

Stan Żuży jest obecnie stabilny; nakarmiono ją i leczono na pasożyty; opatrzono również jej łapy. Także pan Ihor otrzymał pełną pomoc.

Mężczyzna i Żuża już opuścili Zaporoże, aby zatrzymać się u krewnych pana Ihora.