Jerzy Haszczyński z Kijowa: Pierwsza noc pod ziemią

Setki ludzi na peronie. Siedzą, leżą. Na kocach, karimatach, stołeczkach, w śpiworach. Przytuleni do słupów, przytuleni do krewnych. Na szerokich marmurowych schodach też tłok. Została tylko ścieżka.

Publikacja: 25.02.2022 15:53

Jerzy Haszczyński z Kijowa: Pierwsza noc pod ziemią

Foto: Fotorzepa/Jerzy Haszczyński

Stacja Taras Szewczenka. Inaczej stacja numer 214. Niebieska linia kijowskiego metra, trzy przystanki ma północ od centralnego Placu Niepodległości, czyli Majdanu. 

Piątek koło południa. Znowu zawyły syreny, tłum zgęstniał.

Pierwsza kobieta, drobna, po pięćdziesiątce, urzędniczka. Siedzi na kocu, brązowym w kratę: - Wczoraj w telewizji usłyszałyśmy, że Kijów może trafić pod bomby. Przyszłyśmy tutaj wieczorem, żeby mieć spokojną noc. O siódmej, gdy skończyła się godzina policyjna, poszłyśmy do domu koleżanki, zjadłyśmy śniadanie, znowu obejrzałyśmy wiadomości w telewizji. I wróciłyśmy tutaj. To najlepszy schron. Głęboki. Jest woda, nadaje się do picia. Toaleta też gdzieś jest: w sektorze dla pracowników metra, ale nie korzystałyśmy. Byłyśmy przecież w domu koleżanki.

Druga kobieta, koleżanka pierwszej, potężniejsza, po pięćdziesiątce, pracuje w firmie telekomunikacyjnej. Siedzi na białym krzesełku ogrodowym: - Tu jest bezpiecznie. Te schrony przy moim bloku to jakieś piwnice. Ciemno tam, ciasno, pachnie szczurami, nie wiadomo, czy się nie zawalą. 

Pierwsza kobieta mieszka po lewej stronie Dniestru, ale przyjechała wczoraj na prawą, do koleżanki, bo krążyły pogłoski, że armia wysadzi mosty, by zatrzymać rosyjskie czołgi na rzece. Nie zatrzymano. Już są w mieście, ale gdzie? Różne plotki krążą. Wszyscy się zastanawiają, kiedy dotrą do centrum.

- Tak, wpadłam w panikę. Oni na to liczą, że ludzie się będą bali. Nie wiem, ile tu będziemy. To nie od nas zależy. Wiadomo od kogo. No i jeszcze od Boga. 

Druga kobieta: - Dużo się modlimy. Bóg nas kocha i ma piękny plan dla naszego życia - mówi. To musi być cytat. Pokazuje modlitewnik, całkiem gruby, po rosyjsku. 

Przez pół ostatniej nocy na peronie można było bez problemu znaleźć miejsce do leżenia. Nie było tu też jeszcze dzieci. Ale potem mieszkańcy okolic dowiedzieli się z mediów, że bombardowanie stolicy ma się zacząć o trzeciej nad ranem. Nagle pojawiło się kilkuset ludzi z plecakami, walizkami na kółkach, wielkimi torbami. Trwała godzina policyjna, niby nie wolno z domu wychodzić, ale w czasie alarmu do schronów można. 

Rosjanie zaczęli rzucać bomby o czwartej. Na stacji Tarasa Szewczenki nic nie było słychać. Ludzie nic nie słyszeli. Ale do psów jakoś dotarły dźwięki eksplozji. Zaczęły ujadać, szczekać, napinały smycze, wtulały we właścicieli. Płaczem zareagowały małe dzieci, które rodzice przynieśli w środku nocy do wielkiej hali z kryształowymi żyrandolami z czasów radzieckich.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Atak Rosji na Ukrainę. Moment historyczny, tragiczny

Psów wciąż jest tu dużo. Teraz żaden nie szczeka, niektóre nerwowo się jednak kręcą. Różnorodne kundle, owczarki, labrador, psy do zaprzęgów, york z kokardką na głowie, on się cały trzęsie. 

W schronie na stacji Tarasa Szewczenki przeważają kobiety, w różnym wieku. Staruszki w grubych chustach, dziewczyny w długich beżowych płaszczach, w takich się chadza do modnych kawiarń w centrum. Teraz zamkniętych, bo nagle przyszła wojna. 

Dzieci obwinięte kocami przysypiają na ramionach matek. Trzylatce zachciało się pić. Matka jest na to przygotowana, w plecaku ma czajnik. - Woda jest tam, na końcu peronu - mówi dyspozytorka ruchu na stacji metra, w granatowym mundurze, czerwonym toczku na głowie i z czerwonym lizakiem w ręce. Solidnie zbudowana kobieta w wieku średnim teraz reguluje też ruch w schronie. Prawie nikt poza nią nie ma tu maseczki na twarzy. Kto by teraz myślał o koronawirusie.

Matka z córką robią sobie spacer do ujęcia wody. Dziewczynka trzyma metalowy kubek i drewnianą łyżkę z bajkowym rysunkiem - typowy rosyjski suwenir.

Prawie wszyscy tu mają w ręku smarton, przeglądają wiadomości, wstukują listy. Wielu ogląda nagrania z wojny. Czołgi zmierzające na Kijów, płonące domy, rozbijane w puch rakiety. Słuchają pierwszej opowieści o heroicznych obrońcach Wyspy Węży.  

Czytaj więcej

Do śmierci bronili ukraińskiej wyspy. "Rosyjski okręcie, pier*** się"

Chłopak, pryszczaty, około 20 lat. W wojskowych butach: - Zadzwonili rano. Muszę jechać, jeszcze nie wiem, gdzie będę walczył. 

Przyszedł się pożegnać z matką. Przedwcześnie postarzała kobieta, przytula syna, zamyka oczy. Nie pada już żadne słowo.

Chłopak odchodzi. Nie oglądając się, wsiada do niebieskiego wagonu metra. 

Stacja Taras Szewczenka. Inaczej stacja numer 214. Niebieska linia kijowskiego metra, trzy przystanki ma północ od centralnego Placu Niepodległości, czyli Majdanu. 

Piątek koło południa. Znowu zawyły syreny, tłum zgęstniał.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Amerykański polityk: Jeśli Ukraina upadnie, wojsko USA może być zmuszone walczyć
Konflikty zbrojne
Izrael twierdzi, że został ostrzelany z Rafah. Zginęło trzech żołnierzy
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 802
Konflikty zbrojne
Nieoficjalnie: USA wstrzymały dostarczanie broni Izraelowi
Konflikty zbrojne
Zamachy bombowe, podpalenia i ataki na infrastrukturę. To wszystko planuje Rosja w Europie